Co się dzieje z wynikami sondażowymi Lewicy

Lewicowi politycy chwilowo odzyskali wigor. Cieszą się, że mogą liczyć na 11-procentowe poparcie w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Na tyle wycenia" ich sondaż pracowni Opinia 24.

Reklama

Problem w tym, że starcie o Strasburg i Brukselę nieco premiuje mniejsze ugrupowania. Jest tak z uwagi na - w dużym skrócie - metodę podziału mandatów.

Tymczasem, jeśli chcemy sprawdzić, jaką kondycją cieszą się poszczególne partie polityczne, musimy zerknąć na sondażowe poparcie w wyborach do parlamentu krajowego. Tu zaś sytuacja maluje się w zdecydowanie ciemnych barwach, zwłaszcza dla ugrupowań tworzących dziś sejmowy Koalicyjny Klub Parlamentarny Lewicy (Nowa Lewica, PPS, Razem, Unia Pracy). Widać spadek do poziomu 6 proc. w ostatnim badaniu pracowni Ipsos. Warto wspomnieć, że w wyborach z 15 października Nowa Lewica zdobyła 8,6 proc. głosów.

Pytany o te spadki profesor Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk w rozmowie z Dziennik.pl ocenia, że "wahania w oczywisty sposób mogą być znaczące w przypadku tych partii, które mają niższe poparcie". W przypadku Lewicy dochodzi do tego czynnik swoistego wymieniania się wyborcami z Platformą Obywatelską. To zjawisko występuje już od 2005 roku - tłumaczy politolog. Prof. Chwedoruk zauważa, że nawet zmiany w obu partiach - na lewicy także pozyskanie do topniejącego grona tradycyjnych wyborców tej formacji nowych zwolenników z najmłodszego pokolenia - nie zatrzymało tego zjawiska.

Bitwa o samorządy. Lewica pójdzie w rozmaitych konfiguracjach

Nie kto inny, jak premier Donald Tusk wiosenne starcie o samorządy traktuje jako właściwy test dla całego obozu rządzącego. Innymi słowy, wynik osiągnięty w nadchodzących wyborach lokalnych zaświadczy o tym, czy społeczeństwo akceptuje kierunek zmian, jakie nastąpiły w Polsce po wyborach z 15 października 2023 roku. Ale to też, jakby nie patrzeć, sprawdzian dla poszczególnych ugrupowań tworzących zróżnicowaną centrolewicowo-ludową koalicję.

Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca naszą uwagę na kolejny problem Lewicy w kontekście najbliższych wyborów. Sytuacja w różnych regionach wygląda bardzo odmiennie, dlatego że poza poziomem sejmików województw Lewica startować będzie we wszelakich możliwych konstelacjach - mówi prof. Chwedoruk.

Reklama

I faktycznie, w Warszawie lewicowa Razem wraz z miejskimi aktywistami rzuca rękawicę Rafałowi Trzaskowskiemu, wystawiając w wyborach na prezydenta stolicy Magdalenę Biejat. Ta nie gryzie się w język, krytykując niektóre poczynania dotychczasowego włodarza Warszawy. Z kolei w Łodzi lewica konserwuje miejscowy polityczny układ, popierając wywodzącą się z Platformy Obywatelskiej Hannę Zdanowską. A to tylko dwa duże miasta pokazujące jak w soczewce różne podejście podzielonej dziś, i nierzadko skłóconej, lewicowej rodziny.

Na poziomie samorządowym lewica z reguły funkcjonuje z innymi partiami, najczęściej z PO, w koalicjach. Powinniśmy być zaskoczeni, gdyby było inaczej - zauważa politolog z UW. Na pytanie, czy Lewica może martwić się swoim zaledwie 6-procentowym wynikiem w sondażu Ipsos, prof. Chwedoruk przypomina, że właśnie "wspomniana cyfra 6 w poprzednich wyborach do sejmików uratowała istnienie Lewicy". I choć oznaczało to absencję w wielu sejmikach, to jednocześnie umożliwiło wejście do kilku, a przede wszystkim otrzymanie miliona głosów przez partię będącą wówczas poza parlamentem. Gdyby nie te 6 proc., to Lewica nie mogłaby się potem uratować - przekonuje.

Lewicowe postulaty i wymiana ciosów z Szymonem Hołownią

Im bliżej do wyborów, tym napięcie w koalicji rośnie. W ostatnich tygodniach opinia publiczna mogła obserwować wzrost retorycznego boksowania między lewicowymi liderami, np. Włodzimierzem Czarzastym czy Magdaleną Biejat a marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią.

Poszło o rzekome blokowanie lewicowych ustaw, m.in. dotyczących liberalizacji aborcji. I choć marszałek Sejmu przekonywał, że nic takiego nie miało miejsca i wszystkie projekty zgłoszone przez poszczególne kluby będą procedowane podczas kolejnych posiedzeń izby niższej polskiego parlamentu, pewien brak zaufania między koalicjantami dało się odczuć. Zwłaszcza że niektórzy politycy PSL nie ukrywali, że mają dość konserwatywne poglądy w sprawie terminacji ciąży i opowiadają się za powrotem do tzw. kompromisu aborcyjnego, jak i za referendum w tej sprawie. Z kolei na lewicy dominuje pogląd, że "nad prawami człowieka się nie głosuje", a sam kompromis najczęściej określany bywa jako "zgniły".

Czy na takim odwlekaniu realizacji postępowych społecznie postulatów lewica faktycznie traci? I czy stąd mogą brać się sondażowe spadki lewicowych formacji? Pytany o te kwestie prof. Rafał Chwedoruk w rozmowie z Dziennik.pl zaprzecza. Jakby nie patrzeć, lewica w Polsce nie sprawowała władzy od roku 2005. Gdyby wyborcy kierowali się taką motywacją, to lewicy by już dawno na polskiej scenie politycznej nie było - argumentuje. Wyborcy lewicy we wszystkich pokoleniach to osoby o wysokim poziomie kompetencji. Dobrze rozumiejący, co się wokół dzieje, zainteresowani życiem publicznym - mówi naukowiec.

Co do aborcji, nasz rozmówca przypomina, że dopiero po protestach społecznych, w tym czarnych marszach, większość wyborców zorientowała się, że mamy jedne z najbardziej restrykcyjnych praw antyaborcyjnych w Europie. Mityczny kompromis był kompromisem między dwoma odłamami prawicy - wskazuje prof. Chwedoruk. Jednakże w jego opinii nie ma masowych oczekiwań, że ta sprawa natychmiast zostanie załatwiona. Wszyscy jak dotąd mogą stosować wygodną wymówkę, "bo prezydent" - podkreśla.

Nie oznacza to jednak, że problem ten nie spowoduje strat po stronie obozu rządzącego w przyszłości. Może dać o sobie znać już po wyborach prezydenckich, gdy w Pałacu Namiestnikowskim zagości na stałe reprezentant koalicji rządzącej. A jednocześnie "konserwatywni politycy Polski 2050 i PSL będą blokować faktyczną liberalizację tego ustawodawstwa" - mówi nam prof. Rafał Chwedoruk.

Tomasz Mincer