"Zwoływanie RBN było niepotrzebne, a publikacja stenogramu była potrzebna" - stwierdził Jarosław Kaczyński w rozmowie z portalem Onet.pl. Ale przyznał, że same zapisy rozmów wiele nie wyjaśniają. "Nie wierzę, że załoga postradała zmysły. Według ekspertów, i polskich i rosyjskich, załoga mogła mieć błędne dane co do odległości od lotniska, więc mogli być błędnie poinformowani" - mówił szef PiS i nie wykluczył, że błąd mógł leżeć po stronie kontrolerów lotniska. "Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego lądowali, jeśli nie było ku temu warunków?" - dodał.

Reklama

Kandydat PiS na prezydenta wspominał także swą ostatnią rozmowę z bratem, gdy ten był jeszcze na pokładzie tupolewa. Stwierdził, że Lech Kaczyński ani słowem nie wspomniał o pogarszającej się pogodzie. "O niczym mnie nie informował, poza stanem zdrowia naszej mamy. Powiedział mi, że z rozmowy z lekarzem wynika, że stan mamy jest stabilny. Brat powiedział mi jeszcze, żebym się przespał" - relacjonował. Jego zdaniem, gdyby prezydent wiedział o gęstniejącej mgle, na pewno by mu o tym powiedział.

Jarosław Kaczyński podkreślił, że nie dopuszcza do siebie myśli o ewentualnej presji wywieranej na pilotów. "Nie przyjmuję do wiadomości, że pilot słucha polecenia, które grozi katastrofą, a ktoś z pasażerów mu takie polecenie wydaje. Tam lecieli poważni, dorośli ludzie, którzy na pewno nie byli samobójcami" - przekonywał.

Jasno też odniósł się do spekulacji o tym, kto taką presję mógł wywierać. "Próby sugerowania, że prezydent jest odpowiedzialny za katastrofę, są rodzajem najskrajniejszej podłości i chciałbym, żeby to się znalazło w tym wywiadzie" - podkreślił szef PiS.