Historia wrogości między Bronisławem Komorowskim i Jarosławem Kaczyńskim sięga początku lat 90. "Obu znam dobrze, ale nie jestem w stanie odnaleźć w pamięci wydarzenia, od którego zaczął się ten konflikt" - mówi Artur Balazs, były minister rolnictwa oraz szef Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, do którego należał Komorowski.

Reklama

Wcale nie bohater

Niechęć jest jednak była i jest widoczna gołym okiem. Na nieoficjalnych spotkaniach marszałek Sejmu opowiada o tym, że ojciec Kaczyńskiego wcale nie był wielkim bohaterem, bo został ranny w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego. Potem ze swadą dodaje, że Rajmund Kaczyński zalecał się do jego ciotki, która była sanitariuszką w powstańczym szpitalu. Miała nawet uratować mu życie, bo gdy zdecydowała się pójść z nim na randkę, na szpital spadła bomba i zabiła wielu rannych powstańców.

Komorowski - mimo że w latach 90. należał do prawego skrzydła Unii Wolności, a potem do konserwatywnej części PO - zawsze sprzeciwiał się jakiejkolwiek współpracy z ugrupowaniami Jarosława Kaczyńskiego. "Był jednym z najbardziej zdecydowanych przeciwników powstania PO-PiS-u" - opowiada Adam Lipiński, wiceprezes PiS.

Reklama

Człowiek WSI

Ale Komorowski nigdy nie miał powodu lubić Jarosława Kaczyńskiego, bo ten od dawna w prywatnych rozmowach drwił z obecnego marszałka. Złośliwości Kaczyńskiego na temat inteligencji Komorowskiego dotarły do uszu obecnego kandydata Platformy na prezydenta już dawno.

Komorowski był też celem ataku polityków PiS w ostatnich kilku latach. Zarzucali obecnemu marszałkowi związki z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Jednym z dowodów na to miał być fakt, że Komorowski jako jedyny polityk PO głosował przeciwko likwidacji WSI. I jeszcze to, że chciał kupić tajną część raportu z likwidacji Służb.

Reklama

Komorowski zawsze starał się lekceważyć te zarzuty i wprost mówił o prowokacji - właśnie Wojskowych Służb Informacyjnych.

czytaj dalej >>>



Feeria uśmiechów

Z takim bagażem obaj kandydaci przyjdą na debatę, ale żaden z nich nie będzie mógł pokazać po sobie, że rywal budzi w nim negatywne uczucia. Będą się więc do siebie uśmiechać - bo większą sympatię wyborców zdobędzie ten, którego grymas na twarzy będzie wyglądał bardziej szczerze.

Obaj mają świadomość, że zwycięstwo w debacie nie zależy tylko od przygotowania merytorycznego. Oczywiście - łatwo można stracić punkty na braku wiedzy i dlatego Komorowski od kilku dni ściąga z ministerstw dane dotyczące wskaźników gospodarczych, a Kaczyński spędza godziny na rozmowach z ekspertami od służby zdrowia, gospodarki i bezpieczeństwa. Czyli dziedzin, o których mają dyskutować.

"Marszałek nie przygotowuje się w jakiś szczególny sposób. Nie ma na to czasu, bo ciężko pracuje" - mówi rzecznik jego sztabu Małgorzata Kidawa-Błońska. "Jest świetnie przygotowany. Wystarczy, że odpocznie w niedzielę rano".

To wersja oficjalna. Według nieoficjalnych informacji, do których dotarł „DGP”, Komorowskiego przygotowuje premier Donald Tusk, szef klubu parlamentarnego PO Grzegorz Schetyna oraz Igor Ostachowicz, wizerunkowy doradca szefa rządu.

"Głównym zadaniem doradców jest takie przygotowanie kandydata, by nie dał się sprowokować za to sam sprowokował rywala" - mówi Wiesław Gałązka, ekspert od kreowania wizerunku.

Według informacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej, szefowej sztabu kandydata PiS, Kaczyński do debaty przygotowuje się sam. Sztabowcy dbają tylko, żeby był w dobrej formie, bo to mu pomoże być wyluzowanym, jak podczas przesłuchania przed komisją hazardową. "Wierzymy w jego inteligencję i wyjątkową pamięć" - przyznaje jeden ze współpracowników prezesa PiS.

Mobilizowanie elektoratu

W nieoficjalnych rozmowach sztabowcy obu kandydatów przyznają, że ta debata nie będzie miała takiego wpływu na wybory, jak starcie Tusk - Kaczyński w 2007 r. "Karty są rozdane i jeśli żaden z rywali nie popełni kardynalnego błędu, tendencje się nie odwrócą" - mówią.

Komorowski, wypominając Kaczyńskiemu sprawę Barbary Blidy oraz liberalne zmiany podatkowe, może próbować przekonać do siebie elektorat lewicowy. Kaczyński może odpowiedzieć mu powrotem do podziału na Polskę liberalną i solidarną. Będzie też pewnie starał się upodobnić do kandydata PO w sferze obyczajowej, przez co może zniechęcić lewicowy elektorat do głosowania.

Jednak najważniejszym zadaniem kandydatów będzie zmobilizowanie swoich wyborców, by jeszcze raz poszli głosować.