Najpierw Państwowa Komisja Wyborcza musi ogłosić w drodze uchwały oficjalne wyniki wyborów i złożyć Sądowi Najwyższemu sprawozdanie. Następnie wyborcy, komitety wyborcze kandydatów lub komisje wyborcze będą miały trzy dni na ewentualne złożenie na piśmie protestu przeciwko wyborowi prezydenta.

Reklama

Protest może być wniesiony z powodu naruszenia ordynacji wyborczej albo dopuszczenia się przestępstwa przeciwko wyborom, jeżeli miało ono wpływ na wynik wyborów. Sąd Najwyższy rozstrzyga protest nie później niż w ciągu 30 dniu od podania wyników wyborów do wiadomości publicznej przez PKW. Uchwałę Sądu Najwyższego przedstawia się niezwłocznie Marszałkowi Sejmu, a także przesyła PKW i ogłasza w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.

Według rzecznika Sądu Najwyższego prof. Piotra Hofmańskiego zazwyczaj po wyborach do sądu wpływają setki protestów i wszystkie z nich muszą zostać rozpatrzone. Jak zaznaczył, bez tego nie można stwierdzić ważności wyborów. "Kiedy to nastąpi nie wiem, ponieważ nie wiemy ile protestów wpłynie tym razem, ile z nich będzie ważnych i ile trzeba będzie rozpoznać. Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć" - podkreślił prof. Hofmański.

Rzecznik SN zapewnił jednak, że "sezon wakacyjny nie przeszkodzi Sądowi Najwyższemu", a jego pracownicy od dawna są przygotowani na to, że na początku lipca czeka ich dużo pracy. W razie podjęcia przez Sąd Najwyższy uchwały stwierdzającej nieważność wyboru prezydenta, przeprowadza się nowe wybory. "Jeżeli by Sąd Najwyższy uznał, że wybór nie został prawidłowo dokonany, trzeba powtórzyć wybory. Ale to jest bardzo mało prawdopodobne, bardziej prawdopodobne jest to, że wybór będzie prawidłowo dokonany" - powiedział PAP konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek.

Dopiero po ogłoszeniu decyzji o ważności wyborów prezydenckich marszałek Sejmu może zwołać posiedzenie Zgromadzenia Narodowego (połączone obie izby parlamentu - Sejm i Senat), na którym prezydent-elekt złoży uroczystą przysięgę "dochowania wierności postanowieniom Konstytucji, niezłomnego strzeżenia godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa".

Jeżeli PKW poda oficjalne wyniki wyborów w poniedziałek 5 lipca, to Sąd Najwyższy będzie miał czas do 4 sierpnia, żeby rozpatrzyć ewentualne protesty. Te natomiast będzie można składać w ciągu trzech dni, czyli do 8 lipca. Zaprzysiężenie prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe musi się odbyć w ciągu 7 dni od ogłoszenia ważności wyborów przez Sąd Najwyższy. Jeżeli sąd wykorzysta cały przysługujący mu na to czas, to złożenie przysięgi przez prezydenta - elekta nastąpi najpóźniej 11 sierpnia.

Na stronie internetowej Senatu można znaleźć informację, że posiedzenie Zgromadzenia Narodowego zaplanowano na 7 sierpnia, ale według dyrektora Biura Prasowego Sejmu Krzysztofa Lufta ostateczny termin zaprzysiężenia prezydenta będzie można ustalić dopiero po ogłoszeniu ważności wyborów przez Sąd Najwyższy.

Reklama

Konstytucjonaliści wskazują na pewną niezręczność dotyczącą zwołania posiedzenia Zgromadzenia Narodowego, jeśli wybory wygra obecny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Zdaniem prof. Winczorka w takiej sytuacji posiedzenia Zgromadzenia Narodowego nie powinien zwoływać Komorowski, ale na przykład któryś z wicemarszałków Sejmu lub marszałek Senatu.

Czytaj dalej >>>



Z kolei prof. Marek Chmaj zwraca uwagę, że wówczas marszałek Komorowski nie powinien także prowadzić wspólnego posiedzenia Sejmu i Senatu. "Posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego musiałby przewodniczyć marszałek Senatu, bo marszałek Sejmu będzie wtedy składał przysięgę prezydencką. A zatem posiedzenie Zgromadzenia Narodowego prowadzi marszałek Senatu, marszałek Sejmu składa przysięgę i w momencie złożenia przysięgi, zostaje prezydentem" - powiedział PAP prof. Chmaj.

Konstytucjonalista zaznacza też, że od tej chwili Komorowski nie mógłby już pełnić urzędu marszałka Sejmu. "To stanowisko jest wtedy opróżnione i posłowie muszą wybrać nowego marszałka Sejmu" - podkreślił. Konstytucjonaliści dodają, że zwycięzca wyborów może się zrzec mandatu poselskiego jeszcze przed zaprzysiężeniem. "Może być jeszcze sytuacja taka, że marszałek po wygranych wyborach zrzeka się mandatu poselskiego, Sejm wybiera nowego marszałka i ten nowy marszałek proceduje" - powiedział PAP Chmaj.

Jak wyjaśnił, w przypadku gdy marszałek Sejmu jeszcze przed zaprzysiężeniem zrzekłby się mandatu poselskiego, to wówczas automatycznie przestałby być marszałkiem Sejmu. Wicemarszałek Sejmu - mówił Chmaj - zwołuje wówczas posiedzenie Sejmu i na pierwszym posiedzeniu posłowie wybraliby nowego marszałka Sejmu. "Według konstytucji nie ma przerwy w sprawowaniu funkcji prezydenta, więc na tę godzinę, dwie, trzy, teoretycznie władzę przejmuje marszałek Senatu, a później znowu marszałek Sejmu" - zaznaczył.

Po zaprzysiężeniu prezydent przestaje być także posłem. Urzędu prezydenta nie można bowiem łączyć z żadną inną funkcją, czy urzędem. To oznacza, że po wyborach w miejscu Komorowskiego w poselskich ławach zasiądzie nowy poseł. Będzie to następna osoba z tej samej listy wyborczej, która zdobyła w wyborach najwięcej głosów, a nie otrzymała mandatu.

W przypadku zwycięstwa kandydata PO, który startował z okręgu podwarszawskiego, będzie to Barbara Czaplicka; jeśli się nie zgodzi na objęcie mandatu, to kolejny na liście pod względem liczby zdobytych głosów jest Krzysztof Luft (obecnie dyrektora biura prasowego Kancelarii Sejmu), potem Andrzej Wojciechowski.

Konstytucjonaliści zgodnie twierdzą, że w razie wygranej Komorowskiego do czasu zaprzysiężenie może być on jednocześnie prezydentem-elektem, marszałkiem Sejmu i p.o. prezydenta. "Będzie to sytuacja dosyć osobliwa, ale nie jakoś szczególnie skomplikowana. Bronisław Komorowski będzie marszałkiem Sejmu, prezydentem-elektem, będzie wykonywał obowiązki głowy państwa - tak jak dotychczas. I będzie czekał na moment, w którym będzie mógł złożyć przed Zgromadzeniem przysięgę" - podkreślił prof. Winczorek.