Według danych PKW, o godzinie 19 frekwencja we wczorajszych wyborach wynosiła 43,23 proc. Najwyższa była tradycyjnie na Podkarpaciu – 47,54 proc., najniższa zaś w Opolskiem – 37,79 proc. Dla porównania, cztery lata temu o godz. 12 do urn poszło 14,6 proc. wyborców, a o 16.30 – 34,1 proc.
Eksperci prognozowali, że Polacy nie pójdą na wybory samorządowe zbyt tłumnie. Tłumaczyli to słabymi emocjami, przytłaczającą liczbą kandydatów oraz fatalną porą roku.
Wybory samorządowe rzeczywiście należą do tych, które ściągają do urn najmniej zainteresowanych. Gorzej wypadają już tylko wybory do europarlamentu; w ostatnich udział wzięło 24,53 proc. Cztery lata radnych, burmistrzów, wójtów i prezydentów wybierało 45,99 proc. uprawnionych.
Dla porównania – tegoroczne wybory prezydenckie (a konkretniej ich II tura) przyciągnęły do urn aż 55,31 proc. wyborców. Wtedy do godz. 15 głos oddało już ok. 35 proc. uprawnionych obywateli. Podobnie było w 2007 roku podczas wyborów parlamentarnych, w których ostateczna frekwencja zbliżyła się do 54 proc.
Reklama
Dlaczego wybory lokalne są mniej popularne od pozostałych? – Po prostu obywatele nie uznają tego głosowania za szczególnie istotne. Zwykle za najważniejsze uważa się wybory angażujące emocje. W tej kampanii były one na niskim poziomie. Nie ma wielu negatywnych emocji, na dodatek samych kandydatów jest bardzo wielu i na ogół ich nie znamy – uważa politolog Wojciech Jabłoński.
Według Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego niska frekwencja wynika także ze słabej wiary elektoratu w poważne zmiany. – W niewielkich miejscowościach często dominują silne lokalne układy, których wyborcy, przy słabych lokalnych mediach, nie są w stanie naruszyć. Z kolei w dużych miastach kandydaci utożsamiani są z dużymi partiami politycznymi, dlatego wyborca czuje z nimi taką samą więź jak z rządem czy opozycją – twierdzi politolog.
Zdaniem Jabłońskiego także kampanie niektórych radnych obniżały zainteresowanie wyborami: – Występowanie w niekompletnym stroju czy pozowanie na wampira przez niektórych kandydatów odbierało tym wyborom powagi i upewniało w przekonaniu, że to tylko gra o synekury na najbliższe cztery lata. Fatalna jest też pora głosowania, czyli środek jesieni, kiedy wyborcy naprawdę trudno wyjść z domu – mówi.
Kolejny powód mało imponującej frekwencji to niski poziom edukacji obywatelskiej. Zdaniem ekspertów system organizacji władz samorządowych jest zbyt skomplikowany. Wyborcom trudno określić, czym zajmuje się sejmik, a czym rada gminy. A skoro rzecz jest skomplikowana i nudna, to odrzuca potencjalnego wyborcę od udziału w głosowaniu.