Na spotkaniu z gubernatorami w poniedziałek prezydent nie ujawnił wielu szczegółów swego projektu, ale zostały one wcześniej udostępnione dziennikarzom przez Biały Dom.
Plan Obamy zbliżony jest do planu reformy uchwalonego w grudniu przez Senat, bardziej umiarkowanego niż wersja Izby Reprezentantów. Ta ostatnia przewiduje m.in. utworzenie państwowego funduszu ubezpieczeń medycznych konkurującego na rynku z prywatnymi ubezpieczalniami.
Podobnie jak Senat, prezydent zrezygnował z tego funduszu - tzw. opcji publicznej - gdyż twardo sprzeciwiła się mu republikańska opozycja. W jego planie reformy są jednak nowe kontrowersyjne propozycje, przede wszystkim uprawnienia rządu do regulacji podwyżek stawek ubezpieczeniowych.
Ponieważ reforma ma zmusić firmy ubezpieczeniowe do rezygnacji z dyskryminacyjnych praktyk, jak odmowa sprzedaży polis osobom chorym albo niepokrywanie kosztów leczenia pod różnymi pretekstami, podnoszą one stawki, aby zrekompensować sobie przewidywane straty. Towarzystwo ubezpieczeniowe Anthem Blue Cross zapowiedziało, na przykład, podwyżkę składki ubezpieczeniowej o 39 procent.
Według projektu Obamy, specjalna komisja rządowa oceniałaby wszystkie propozycje takich podwyżek pod kątem ich zasadności i te, które uzna za "nie fair", byłyby blokowane.
Plan prezydenta przewiduje też zagwarantowanie ubezpieczeń większej liczbie Amerykanów przez zwiększenie (w porównaniu z projektami Kongresu) rządowych subwencji na wykupienie polisy dla rodzin o niższych dochodach.
Jednocześnie, jako gest wobec Republikanów, prezydent proponuje niższe podatki od najdroższych planów ubezpieczeniowych (tzw. Cadillac plans), niż w ustawach uchwalonych przez obie izby Kongresu.
>>>Czytaj dalej>>>
Obie te zmiany w stosunku do wersji reformy uchwalonych przez Kongres kosztowałyby budżet dodatkowe 200 miliardów dolarów. W ustawie Senatu koszty reformy oszacowano na 871 mld dolarów.
Obie izby nie zdążyły uzgodnić między sobą wspólnej wersji reformy wskutek sporów między Demokratami a republikańską mniejszością.
Po utracie przez Demokratów "superwiększości" 60 głosów w Senacie w wyniku porażki w wyborach uzupełniających w Massachusetts, reforma utknęła w impasie, ponieważ GOP może teraz blokować ustawy metodą obstrukcji parlamentarnej (filibuster).
Republikanie wzywają Biały Dom, aby ustawy uchwalone osobno przez obie izby Kongresu wyrzucić do kosza i zacząć od zera prace nad reformą.
Obama nie zgodził się na to i zaprosił polityków GOP na "szczyt" nt. reformy w czwartek. Ogłoszenie prezydenckiego planu miało wykazać, że Biały Dom przejmuje inicjatywę w tej sprawie.
Poprzednio Obama podkreślał, że reformę powinien przygotować Kongres, co miało zapewnić jej rzetelne przedyskutowanie i uwzględnienie interesów wszystkich zaangażowanych stron.
Obama chciał w ten sposób uniknąć błędu prezydenta Billa Clintona, który w 1994 r. przedstawił rządowy plan reformy - przygotowany przez jego małżonkę Hillary - stawiając niejako Kongres przed faktem dokonanym. Plan upadł mimo demokratycznej większości na Kapitolu.
Obecnie jednak Biały Dom ostrzega, że jeśli nie uda się znaleźć kompromisowych rozwiązań, Demokraci mogą uchwalić reformę zwykłą większością 51 głosów w Senacie. Umożliwia to procedura zwana "reconciliation" (dosł. pojednanie), stosowana w zasadzie tylko do ustaw budżetowych.
Zdaniem obserwatorów, byłby to krok ryzykowny politycznie dla Demokratów, ale nalega na to lewe skrzydło partii.