Jeden z e-maili napisany przez wiceszefa GS Fabrice’a Tourre’a wskazuje, że przewidywał on kryzys na rynku kredytów hipotecznych typu subprime (kredyty wysokiego ryzyka - udzielane klientom, którzy wcześniej nie spłacali pożyczek lub których nie było stać na kredyt) już w styczniu 2007 roku. "To Frankenstein, który obróci się przeciwko stwórcy" - pisał 28-letni Francuz, który zarabiał wówczas 2 mln dol. Autor e-maila stał za pomysłem pozbycia się złych kredytów w formie Collateralised Debt Obligations (CDO). "Sprzedałem kilka CDO wdowom i sierotom, które spotkałem na lotnisku. Ci Belgowie byli po prostu zachwyceni" - przechwalał się w e-mailu pół roku później.

Reklama

Jego taktykę powtórzył szef funduszy hedgingowych GS John Paulson, który sprzedał złe kredyty inwestorom z Arizony, Kalifornii, Florydy oraz Newady, mamiąc ich wielkimi zyskami. Rok później - gdy pękła bańka na rynku nieruchomości - wszystko stracili. Ale bank zarobił na tej transakcji miliard dolarów.

Fabrice Tourre i John Paulson będą dziś zeznawać przed senacką komisją śledczą, która próbuje odpowiedzieć na pytanie: "Jaka była rola wielkich banków inwestycyjnych w doprowadzeniu do największego kryzysu gospodarczego na świecie od 1930 roku?".

Zarobek przez straty

Senatorowie przesłuchają również szefa Goldman Sachs Lloyda Blankfeina, który w jednym z e-maili pisał, że firma wyjdzie na swoje dzięki tzw. krótkiej sprzedaży na rynku nieruchomości. Ta ryzykowna metoda inwestowania jest stosowana wówczas, gdy przewidywany jest spadek. "Nie unikniemy zamieszania na rynku hipotecznym. Na początku rzecz jasna stracimy, ale potem znacząco odrobimy straty" - przewidywał.

W innym e-mailu jeden z czołowych menedżerów GS David Viniar pisał, że tylko jednego dnia na krótkiej sprzedaży na rynku nieruchomości bank zarobił na czysto 50 mln dol. "To pokazuje, ile tracą ci, którzy nie działają w ten sposób na dużą skalę" - podkreślał. W grudniu 2006 roku, na dwa miesiące przed wielką stratą HSBC na rynku kredytów subprime, Viniar domagał się, by Goldman Sachs jak najszybciej pozbywał się złych kredytów. Miała to być część strategii obliczonej na zminimalizowanie wstrząsu wywołanego przez kryzys. "Moje główne przesłanie brzmi: musimy działać bardziej agresywnie. Okoliczności nam sprzyjają, musimy zająć dobre pozycje, zanim nastanie kryzys" - ostrzegał w jednym z listów elektronicznych wysłanych do szefostwa GS.

Zarząd banku ucieszył się też z decyzji agencji ratingowych, które pod koniec 2007 roku zwiększyły ryzyko niektórych instrumentów finansowych na rynku nieruchomości. Wyczuł w tym okazję do zarobku. "Czekają na nas naprawdę wielkie pieniądze" - pisał Donald Mullen.

Reklama

czytaj dalej >>>



GS grał na spadek

Zdaniem szefa senackiej komisji śledczej Carla Lewina ujawnione e-maile pokazują, że Goldman Sachs nie jest ofiarą kryzysu. "Banki inwestycyjne nie tworzyły rynku, były zainteresowane w promowaniu najbardziej ryzykownych i skomplikowanych instrumentów finansowych, które wywołały kryzys. Oni wcisnęli najbardziej toksyczne instrumenty finansowe w kredyty hipoteczne, otrzymali dla nich najwyższe noty bezpieczeństwa od agencji ratingowych i sprzedali inwestorom" - powiedział przed wtorkowym przesłuchaniem. "To jest najgorsze: Goldman Sachs traktował cały rynek nieruchomości jak tzw. krótką sprzedaż" - podkreślił.

Ujawnione e-maile mogą być wyjątkowo bolesnym uderzeniem w GS. Amerykańska komisja papierów wartościowych (SEC) twierdzi, że bank z premedytacją działał na szkodę swoich klientów, oferując im najbardziej ryzykowne inwestycje, które nie miały pokrycia. SEC pozwała GS do sądu. Jeśli zostanie uznany winnym, otwiera to drogę do żądań rekompensat przez inwestorów, którzy stracili przez bank setki milionów dolarów. Podobne kroki wobec Goldman Sachs zapowiedziały już rządy kilku europejskich państw, w tym Wielkiej Brytanii.