Szef fabryki w rumuńskim mieście Bacau przeżył chwile grozy. Z widelcami w dłoniach rzucił się na niego tłum rozwścieczonych pracownic. Gdyby nie interwencja ochroniarzy, nie wiadomo, jak by to się dla niego skończyło.
Co chińskie robotnice chciały osiągnąć przy pomocy sztućców? Podwyżki oczywiście. Kobiety zarabiają mało. A jeszcze ze skromnej pensji szef potrąca im koszty transportu, mieszkania i jedzenia. Na życie zostają im dosłownie grosze. Dlatego chcą zarabiać dwa razy więcej - równowartość dwóch tysięcy złotych.
Wygląda jednak na to, że ich atak na niewiele się zda. Właściciel zakładu - włoski biznesmen - stanowczo mówi, że nie będzie żadnych podwyżek. Nie przekonuje go nawet to, że musiał zatrudnić Chinki, bo w Rumunii nie było chętnych do pracy u niego.