Przekonał się o tym pewien Australijczyk, którego obsługa nie wpuściła w tym wdzianku na pokład.
55-letni Allen Jasson miał lecieć z Melbourne do Londynu. Jednak nieopatrznie chciał swoim ubraniem zbyt głośno pokazać sprzeciw wobec amerykańskiego prezydenta. Obsługa najpierw kazała mu się przebrać, a gdy się na to nie zgodził - odmówiono mu wstępu na pokład. Linie argumentowały, że nie pozwalają na pokładach swoich samolotów na prezentowanie żadnych haseł - czy to wizualnych, czy słownych - które mogłyby rozwścieczyć innych pasażerów.
Co do prawdziwych intencji linii można mieć wątpliwości. Bo Jasson dowiedział się, że może polecieć, ale tylko, gdy dopłaci dodatkowo 2500 dolarów za odizolowane miejsce w klasie biznesowej. "Przez chwilę się zastanawiałem, ale potem pomyślałem, że ważniejsza jest wolność słowa. Nikt mi nie będzie zamykał ust" - powiedział. I musiał lecieć do Londynu samolotem innych linii, które już tak wrażliwe nie były.