Całe Włochy śledziły dramat reportera. W niewoli był dwa tygodnie. Talibowie oskarżyli go o szpiegostwo i grozili, że go zabiją. Żeby jeszcze bardziej przestraszyć dziennikarza, na jego oczach obcięli głowę jego afgańskiemu kierowcy. Żądali za uwolnienie zakładnika wypuszczenia z więzień ich towarzyszy. Według niepotwierdzonych informacji, z aresztu wypuszczono pięciu talibów.
Z porywaczami negocjował włoski wywiad, organizacja humanitarna "Emergency", ale władze Włoch twierdzą, że szczęśliwe zakończenie dramatu zawdzięczają przede wszystkim afgańskiemu prezydentowi Hamidowi Karzajowi.
Daniele Mastrogiacomo został porwany 5 marca w południowym Afganistanie, kiedy pojechał do kontrolowanej przez talibów prowincji Helmand na umówiony wcześniej wywiad z ich przywódcami.
Dziennikarz zanim jeszcze dojechał do Rzymu zdążył już opisać w relacji w swojej gazecie dwutygodniowy koszmar jaki przeżył. Więziony był w grotach w piętnastu różnych miejscach. Był cały czas związany. "To nie było porwanie, ale tortura" - podkreślił.