Ameryka cały czas próbuje zrozumieć, co sprowokowało 23-letniego Koreańczyka do tego, że stał się bezwzględnym zabójcą. "Wzięłam Cho na indywidualny tok nauczania, bo jego prace nie nadawały się do omawiania na zajęciach" - wyznała telewizji CNN Lucinda Roy, była dziekan wydziału anglistyki w Virginia Tech, gdzie studiował przyszły morderca.

Roy interweniowała pod koniec 2005 r., kiedy nauczyciel prowadzący warsztaty pisarskie poskarżył się, że pochodzący z Korei Południowej student przynosi na zajęcia makabryczne, pełne przemocy teksty. Napisał m.in. dramat o 13-letnim chłopcu ginącym z ręki ojczyma pedofila. Bohaterowie walczą przy użyciu młotków i piły łańcuchowej. W innej sztuce molestowani przez nauczyciela studenci planują krwawą zemstę. Za sprawą kolegi z roku prace Cho tuż po masakrze trafiły do internetu.

"Wielokrotnie ostrzegałam władze uczelni, że z tym studentem jest coś nie tak. Moje ostrzeżenia można było potraktować poważniej" - mówiła Roy, która skarżyła się także na policji. "Groźby nie były jednak bezpośrednie, więc policja nie wiedziała, jak na nie zareagować" - dodaje anglistka.

Burmistrz stanu Wirginia oświadczy wczoraj, że specjalna komisja zbada dokładnie postępowanie uczelni w sprawie niezrównoważonego studenta, który - jak donosi prasa - brał silne leki antydepresyjne i był dziwnie zachowującym się odludkiem. Jego koledzy zeznali, że wspominał o samobójstwie i nękał trzy kobiety na kampusie, m.in. wysyłając im e-maile.

Amerykańskie media pytają także, dlaczego w feralny poniedziałek studenci Virginia Tech nie zostali w porę ostrzeżeni. Według "New York Timesa" po pierwszej, porannej strzelaninie w akademiku policja przyjęła niewłaściwą hipotezę zakładającą, że zabita tam studentka to ofiara zemsty z miłości. Kiedy stróże prawa szukali chłopaka zastrzelonej Emily Hilscher, Cho Seung-hui właśnie zaczynał planowaną od tygodni masakrę swoich kolegów i nauczycieli.

Zbrodnia na kampusie w Blacksburg wstrząsnęła Koreańczykami mieszkającymi w USA. "Wstydzę się swej narodowości" - napisał jeden z internautów. Koreańscy studenci w Virginia Tech nie opuszczają swoich pokoi, a wielu ich rodaków z dwumilionowej diaspory w USA zastanawia się nad powrotem do kraju, bo boją się rasizmu i odwetu - napisała wczoraj gazeta "Chosun Ilbo".

"Cały kraj przeżywa traumę, a sprawa masakry w Wirginii zdominowała media. Koreańczycy boją się, że podsyci ona rasizm i uprzedzenia, tak jak zamach 11 września podsycił niechęć wobec muzułmanów" - opowiada DZIENNIKOWI Kim Sun-duk, dziennikarka z Seulu. "Nawet moja 18-letnia córka jest przybita. Podobnie jak większość kraju, non stop siedzi przed komputerem i śledzi doniesienia w internecie".

Sprawę ze śmiertelną powagą potraktowały południowokoreańskie władze. Prezydent Roh Myu-hyun zwołał nadzwyczajne posiedzenie rządu i w oficjalnym wystąpieniu złożył kondolencje rodzinom ofiar masakry. Ambasada w Waszyngtonie wysłała do Virginia Tech zespół antykryzysowy, który ma się zająć łagodzeniem napięć między koreańskim studentami a resztą kampusu i mieszkańcami Blacksburg.













Reklama