"Skargi tylko zaszkodzą naszej współpracy" - ostrzegła wczoraj wicepremier Wu Yi na rządowej konferencji o ochronie własności intelektualnej w Pekinie. Nazywana chińską żelazną damą Wu dodała, że Ameryka nie docenia wysiłków, jakie jej kraj wkłada w zwalczanie piractwa.

W jej słowach więcej jednak hipokryzji niż szczerości. Efekty tych "starań" widać na ulicach Pekinu. W mieście, w którym za e-mail z demokratyczną odezwą można trafić do więzienia, handlarze podrabianych płyt DVD czatują na klientów przy stacjach metra. "Jeśli coś będzie nie tak, wymienimy" - obiecują spokojni o swoje bezpieczeństwo. Najnowszym hitem jest film "Spider-Man 3", który na amerykańskie ekrany wejdzie dopiero 4 maja.

"Wśród naszych elit panuje przekonanie, że piractwo to skuteczny i sprawiedliwy sposób na nadrobienie cywilizacyjnego zapóźnienia wobec Zachodu" - opowiada DZIENNIKOWI Hou Hanru, znany chiński kurator sztuki. Szacuje się, że aż 90 - 95 proc. płyt CD i DVD sprzedawanych w Państwie Środka to pirackie kopie. Z Chin trafiają one w świat: od Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie po bazary w Afryce i Ameryce Południowej. Podrabiane są także markowe ubrania, torby, zegarki i pigułki viagry, a nawet skradzione projekty telefonów komórkowych czy samochodów.

Chińscy politycy stale zapewniają, że zwalczają piractwo, policja urządza nawet pokazowe akcje niszczenia zarekwirowanych podróbek. "I nie robi nic więcej, bo rząd w Pekinie ciągle nie dał jej sygnału, że problem trzeba raz na zawsze rozwiązać" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Stan Abrams z kancelarii Lehman, Lee & Xu w Pekinie.

Wspólna chińsko-amerykańska komisja ustaliła, że podróbki stanowią 8 proc. chińskiego produktu krajowego. "Większość ekspertów zgadza się jednak, że to przynajmniej 10 proc. PKB, a według najradykalniejszych szacunków nawet jedna trzecia" - mówi DZIENNIKOWI Kerry Brown, sinolog z Chatham House w Londynie. "Gwałtowne ukrócenie piractwa odbiłoby się negatywnie na chińskiej gospodarce".

Na razie godzi ono w gospodarkę USA notującej rosnący deficyt w handlu z Państwem Środka, który w 2006 r. sięgnął gigantycznej sumy 232,5 mld dol. Amerykańscy politycy uważają, że duża część tej sumy to efekt działań piratów. Dlatego właśnie 10 kwietnia Biały Dom złożył do WTO dwie skargi, dużo ostrzejsze od poprzednich. Pekin oprotestował je jeszcze tego samego dnia.

Według Stana Abramsa rozpatrzenie skarg potrwa kilka lat, a Ameryka ma niewielkie szanse na zwycięstwo. "To raczej gest polityczny, który ma zwiększyć nacisk na Pekin" - dodaje prawnik. Ale Chiny uważają, że Ameryka nie ma prawa wtrącać się w ich sprawy. "Skargi są pogwałceniem zasady, że problemy handlowe rozwiązujemy na drodze dialogu" - oceniła wicepremier Wu Yi i dodała: "W WTO będziemy walczyć do końca".











Reklama