List ze skargą na rosyjskie ataki wysłał do NATO estoński minister obrony. Być może już wkrótce niszczenie przez hakerów serwerów należących do państw - członków Sojuszu Północnego będzie uznane za agresję wojenną. Chce tego sekretarz generalny NATO, Jaap de Hoop Scheffer. Na razie eksperci Unii Europejskiej, Sojuszu i USA dokładnie przypatrują się szkodom, jakie zostały na estońskich serwerach po rosyjskich atakach. Zastanawiają się też, jak im zapobiec w przyszłości.
Sprawę cyberterroryzmu, z którym zmaga się Estonia, wyciągnął na arenę międzynarodową właśnie szef tamtejszego resortu obrony. W czasie spotkania ze swoimi kolegami w Brukseli powiedział, że jego kraj stanął w obliczu "napadu wrogich sił". "To już nie jest zwyczajne chuligaństwo, to akcja przeciw państwu" - grzmiał Jaak Aaviksoo.
Hakerzy jako cel ataków upodobali sobie strony internetowe prezydenta, rządu, parlamentu, resortu dyplomacji, policji i innych instytucji, a także prawicowej Partii Reformatorskiej. Kiedy Rosja 9 maja świętowała Dzień Zwycięstwa, strony internetowe estońskich ministerstw sprawiedliwości i spraw zagranicznych stały się niedostępne. Inne były w ogóle do siebie niepodobne - hakerzy zamieścili na nich zdjęcie premiera z dorobionymi wąsami à la Hitler.