Wszystko wydarzyło się na obrzeżach Łodzi. Policjanci w cywilu prowadzili akcję przeciwko złodziejom samochodów. Ich podejrzenia wzbudziło stojące na ulicy Skrzydlatej volvo. W samochodzie nie było m.in. lewego lusterka i tylnych siedzeń. Mundurowi podejrzewali, że auto zostało skradzione.

Reklama

Wtedy koło volvo pojawił się mężczyzna. Gdy zobaczył cywilne auto i obserwujących go ludzi, schował się za drzewo. Po chwili wrócił, wsiadł do samochodu i ruszył. Policjanci chcieli go zatrzymać. Zapewniają, że włączyli sygnał ostrzegawczy - tzw. koguta. Ale mężczyzna nie reagował. Do pościgu przyłączył się inny patrol, również nieoznakowany. On także miał na dachu "koguta" - relacjonuje policja.

54-latek w pewnym momencie zwolnił. Policjanci mówią, że wyglądało to na zamiar poddania się. Ale mieszkaniec Zgierza nagle przyspieszył i zaczął jechać wprost na mundurowych. "Udało im się w ostatniej chwili odskoczyć. Jeden z policjantów użył broni" - relacjonował w TVN24 Mirosław Micor z łódzkiej policji. Zapewnił, że funkcjonariusz najpierw krzyknął, by mężczyzna się zatrzymał. Strzelił w powietrze, a potem w kierunku jadącego auta. Trafił 54-latka w plecy. Ale ten, mimo ran, uciekał jeszcze kilkaset metrów.

Ranny jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Leży w szpitalu w Łodzi. Okazało się, że volvo należało do niego i nie było kradzione. Prokuratura sprawdza teraz, czy policjant użył broni zgodnie z prawem.