We wspólnym oświadczeniu głowa państwa i szef rządu razem z przewodniczącym Rady Najwyższej Ołeksandrem Morozem zapewnili, że kończą trwający od początku kwietnia kryzys polityczny. Pojednawcze deklaracje padły w samą porę, bo po przepychankach o kontrolę nad wojskiem, policją i oddziałami MSW państwo było już na krawędzi anarchii.

"Można powiedzieć, że kryzys został przezwyciężony" - powiedział Juszczenko zaraz po zakończeniu negocjacji. "Wyszliśmy sobie naprzeciw" - dodał wyraźnie zmęczony trwającymi prawie całą noc rokowaniami.

"Ten kryzys nas wiele nauczył" - przytakiwał mu premier Janukowycz. "Zrobimy wszystko, by się nie powtórzył, by już nie było tylu emocji" - dodał na odchodne.

Kilka minut później politycy jakby nigdy nic uścisnęli sobie dłonie. Co więcej, prezydent oświadczył, że wybiera się z Janukowyczem i Morozem na niedzielny mecz o puchar Ukrainy między Szachtarem Donieck i Dynamem Kijów. Ukraińcy przecierali oczy ze zdumienia. Uśmiechnięci politycy sprawiali wrażenie, jakby zapomnieli, że jeszcze przed kilkunastoma godzinami obrzucali się błotem. Premier twierdził nawet, że Juszczenko podjął próbę dokonania zamachu stanu i wywołania krwawej wojny domowej. Jednak wczoraj sytuacja zmieniła się o 180 stopni.

Sami Ukraińcy nie bardzo wiedzą, jak rozumieć pojednawcze zapewnienia. Jeszcze w sobotę do Kijowa na rozkaz prezydenta z różnych części Ukrainy zaczęto ściągać szacowane na 3,5 tys. oddziały wojsk wewnętrznych. Atmosferę podgrzewała milicja - wierna Janukowyczowi, która autobusy z żołnierzami zatrzymywała i blokowała na otaczającej stolicę autostradzie. W telewizji pojawiły się informacje, że w każdej chwili może dojść do prowokacji i że część oddziałów pieszo zmierza do miasta.

Juszczenko już w sobotę doniesienia o ściąganiu do stolicy wojsk na rozprawę z Janukowyczem określił mianem absurdalnych. Jego urzędnicy zapewniali, że dodatkowa ochrona miasta to rutynowy zabieg, który ma związek z zaplanowanym na niedzielę meczem o Puchar Ukrainy i obchodzonymi w weekend Dniami Kijowa.
Choć scenariusz wyglądał jak początek wojny domowej, to analitycy uspokajali - ich zdaniem szantażowanie się wojskiem i oddziałami MSW było tylko elementem taktyki negocjacyjnej pomiędzy skłóconymi stronami, które walczą o to, by wzmocnić się przed przedterminowymi wyborami. W rzeczywistości Ukraina była daleko od tzw. wariantu siłowego i rozlewu krwi, czego dowodem może być choćby to, że żołnierze, których zwożono do Kijowa w sobotę, nie mieli broni palnej.

"Patetyczne przemówienia polityków od początku były tylko zasłoną dymną dla zakulisowej gry o ponowny podział wpływów w państwie" - mówi DZIENNIKOWI kijowski analityk Kost Bondarenko. Twierdzi, że ekipa Juszczenki potrzebowała nowych wyborów, bo rząd Janukowycza zamierzał przeprowadzić masową wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw i oddać je powiązanym ze sobą biznesmenom. Gdyby tak się stało, promoskiewska ekipa otrzymałaby potężne zaplecze finansowe. Byłaby to polityczna śmierć dla prezydenta.

"To od samego początku była wewnętrzna rozgrywka między elitami politycznymi" - twierdzi Wadym Karasiow z Instytutu Globalnych Strategii w Kijowie. Jego zdaniem przed jesiennymi wyborami można się spodziewać jeszcze wielu podobnych przesileń, choć najprawdopodobniej nie dojdzie już do tak ostrego zawirowania.

Kryzys ma również inny, zupełnie nieoczekiwany efekt - zwykłych Ukraińców coraz mniej obchodzą polityczne przepychanki. Podczas gdy obie strony przez wszystkie przypadki odmieniały zwroty "wariant siłowy" albo wręcz "wojna domowa", Kijów wyglądał zupełnie spokojnie - nie było manifestacji, próżno można się było spodziewać kolumn uciekinierów. Znacznie bardziej niż nieczytelna walka o władzę interesuje ich piękna letnia pogoda utrzymująca się w całym kraju od kilkunastu dni. Bardziej niż śledzenie rozgrywek Juszczenko - Janukowycz emocjonuje ich mecz piłkarski Szachtar - Dynamo.


Pokaz politycznego cynizmu

Wadym Karasiow, politolog, dyrektor Instytutu Strategii Globalnych w Kijowie:
Kryzys polityczny unaocznił, jakim państwem jest Ukraina po pomarańczowej rewolucji. Że dla osiągania swoich celów można stosować blef i szantaż. Te narzędzia uprawiania polityki na dobre zadomowiły się nad Dnieprem.

Byliśmy świadkami tego, jak najważniejsze osoby w państwie - prezydent i premier - przeciągają na swoją stronę wojsko i siły MSW. Podgrzewali atmosferę, choć tak naprawdę do użycia siły było bardzo daleko.

Jednocześnie siadali do stołu i negocjowali. Trzeba pamiętać, że panowie Juszczenko, Janukowycz i Moroz znają się od dawna, są kolegami. To, że w końcu osiągną jakiś kompromis, było jasne od początku.

Moim zdaniem ostatnią odsłonę walki o władzę na Ukrainę wygrał prezydent, bo doprowadził do przedterminowych wyborów. Janukowyczowi na pocieszenie pozostaje to, że odbędą się one jesienią. Jego Partia Regionów będzie się mogła dobrze przygotować, by je wygrać. Powodów do radości z pewnością nie ma Tymoszenko - chciała wyborów latem, a do jesieni jej ugrupowanie może stracić kilka cennych punktów.


























Reklama