Sprawą zajęło się Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Rodzice będą odtąd mieli wybór - swoje jednosylabowe nazwiska będą mogli łączyć i nadawać je dzieciom w dowolnej formie. Ktoś, kto jest synem pana Wanga i pani Zhou, będzie się mógł nazywać Wang, Zhou, Zhouwang albo Wangzhou. "W ten sposób stworzymy dodatkowe 1,2 miliona nazwisk. Musimy dostosować się do wymogów współczesności" - mówią przedstawiciele władz.

Reklama

Problem, który w Europie może uchodzić za wydumany, dla chińskich urzędników, policjantów czy bankowców jest jak najbardziej poważny. Najpopularniejsze nazwiska - Li, Wang czy Zhang, nosi po 100 milionów osób. W takiej masie "krewniaków" (wśród konserwatywnych Chińczyków panuje nawet pogląd, że osoby o tym samym nazwisku nie powinny zawierać małżeństw) często powtarzają się również imiona.

Policzono, że w samym Szanghaju mieszka 4 tysiące Chenów Jie. Powtarzalność tymczasem sprzyja nie tylko pomyłkom, ale także oszustwom. Odróżnienie od siebie Liu Bo - urzędnika, Liu Bo - notorycznego kryminalisty i Liu Bo - ucznia pierwszej klasy podstawówki może przyprawiać o ból głowy, zwłaszcza jeżeli w tych samych miastach są dziesiątki Changów urodzonych w tych samych rocznikach, nierzadko w tych samych miesiącach.

Aż 85 proc. Chińczyków dzieli między sobą jedynie 100 nazwisk, bo od setek lat nie powstają nowe. Mieszkańcy Państwa Środka są bowiem przywiązani do rodowych nazwisk.
"To rzeczywiście problem. W każdej grupie są osoby o powtarzających się nazwiskach, więc studentów na ogół wywołujemy także z imienia" - opowiada w rozmowie z DZIENNIKIEM Yi Lijun, wykładowczyni Uniwersytetu Języków Obcych w Pekinie. Jej zdaniem pomysł z podwajaniem nazwisk u dzieci nie jest zły, tym bardziej, że będzie ono dobrowolne, a obyczaj funkcjonuje już m.in. w Hongkongu.

Reklama

Chińczycy - przyjmujący coraz częściej zachodni wzór życia - są spragnieni indywidualizmu, bo metodę stosują już nieoficjalnie. "Drugie nazwisko, na przykład matki, po prostu dodaje się do imienia zgłaszanego w ewidencji ludności" - dodaje profesor Yi.

Nazwiskowa rewolucja, jeśli do niej dojdzie, doprowadzi do rozpowszechnienia się w Chinach niespotykanych, aż czterosylabowych nazwisk: twórca komunistycznych Chin Mao Zedong mógłby się w myśl tej metody nazywać Maowen Zedong, bo jego matka nosiła nazwisko Wen.

To zresztą nie jest jedyny sposób na wyróżnienie się z tłumu jednakowo brzmiących imion i nazwisk. W ostatnich latach urzędy musiały min. stworzyć listę znaków dopuszczalnych w imionach, bo ambitnym rodzicom nie wystarczało 50 tysięcy hieroglifów wyliczanych przez chińskie słowniki i zaczęli dla swoich pociech wymyślać kompletnie nowe znaki. Pewien chiński ojciec chciał nawet dać synowi na imię @, wierząc, że w epoce internetu przyniesie dziecku pomyślność.

Niezależnie, czy do nazwiskowej rewolucji dojdzie, w Chinach na pewno coraz modniejsze będą przyjmowane wedle woli angielskie imiona, które ułatwiają kontakt z cudzoziemcami. Tu Chińczycy - skazani na liczną konkurencję - również potrafią błysnąć inwencją. W Hongkongu, gdzie ta moda się pojawiła, popularne są imiona biblijne i nikogo nie dziwią połączenia takie jak Aaron Kwon albo Moses Ng.