Wczoraj Sarkozy i Merkel spotkali się w Tuluzie, aby w cztery oczy wyjaśnić sobie ostatnie nieporozumienia, szczególnie te związane z najnowszymi pomysłami Paryża dotyczącymi przyszłości wspólnego konsorcjum aerokosmicznego EADS oraz polityki gospodarczej w Unii. Ale niemieccy komentatorzy obawiają się, że spory o gospodarkę to tylko tło dla osobistej rywalizacji obojga wielkich polityków.

Reklama

"Sarkozy wszędzie szuka konfrontacji z Niemcami" - pisze w najnowszym wydaniu tygodnik "Der Spiegel". Z kolei Merkel też nie ma zamiaru pozwolić na odebranie jej pierwszego miejsca w Europie, jakie zyskała dzięki udanemu przewodnictwu w Unii Europejskiej.
"Niemiecka kanclerz znalazła się w pierwszej lidze światowych przywódców. To normalne, że tak ambitny człowiek jak Sarkozy nie chce pozostawać w jej cieniu" - komentuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Gerd Langguth z Uniwersytetu w Bonn.

Najwyraźniej Berlin powoli traci złudzenia co do szczerości zapewnień, jakie Sarkozy składał zaraz po wygraniu majowych wyborów prezydenckich. Obiecywał, że po latach marazmu Francja pomoże Niemcom wyciągnąć Unię z kryzysu wokół eurokonstytucji i zdynamizować europejską gospodarkę. W czerwcu na szczycie UE w Brukseli faktycznie pomógł ukuć kompromis z Polską w sprawie nowego traktatu europejskiego. Jednak zdumienie Berlina wywołały sugestie współpracowników Sarkozy’ego, a nawet jego samego, że sukces szczytu to głównie jego zasługa, a nie niemieckiej kanclerz.

"Tak właśnie działa Sarkozy, aby zyskać dominującą rolę w Europie: stara się być ciągle widoczny, we wszystkim mieć udział i przekonać innych do swoich racji" - mówi DZIENNIKOWI Philippe Moreau-Defarges z paryskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Końcem "miodowego miesiąca" okazały się sugestie francuskiego prezydenta, by ograniczyć niezależność Europejskiego Banku Centralnego, która dla Niemców jest świętością. Irytację w Berlinie wywołało też oświadczenie Sarkozy’ego, że nie zamierza respektować unijnego porozumienia o redukcji deficytów budżetowych, bo musi przeprowadzić ambitne reformy gospodarcze.

Reklama

Według niemieckich mediów poważny niepokój samej Angeli Merkel budziły podyktowane protekcjonizmem francuskie zakusy na zwiększenie wpływów Paryża we władzach spółki EADS, drugiego na świecie producenta samolotów pasażerskich. Jednak wczoraj w Tuluzie udało się osiągnąć kompromis w sprawie reformy konsorcjum i przynajmniej na jakiś czas zażegnać spory.

Eksperci są zgodni, że nieporozumienia pomiędzy dwoma największymi krajami Unii mogą zaszkodzić całej Wspólnocie. "Niemcy i Francja muszą się dogadać, bo inaczej powstaną dwie Europy" - mówi DZIENNIKOWI Alain Lamassoure, francuski eurodeputowany partii UMP. Zdaniem Gerda Langgutha, nawet jeśli Merkel z Sarkozym będą ze sobą konkurować, to nie dopuszczą do otwartej konfrontacji. "Rozumieją, że mimo sprzecznych czasami interesów Berlin i Paryż jadą na tym samym wózku" - mówi DZIENNIKOWI Langguth.