Rosja likwiduje bazę Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Ostatnie okręty mają ją opuścić najdalej do końca 2017 roku. "Morze Czarne już nie jest dla Rosji tak ważne jak przez trzy ostatnie wieki. Teraz liczy się przede wszystkim Ocean Spokojny" - podkreślają eksperci.

Reklama

"Flota stacjonująca w Sewastopolu ma już charakter symboliczny, a jej okręty służą przede wszystkim do szkolenia kadetów" - uzasadnia przeprowadzkę rosyjski deputowany Siergiej Głazjew. Nie sposób zaprzeczyć jego słowom, bo dawne świadectwo potęgi sowieckiej marynarki od czasu rozpadu ZSRR rdzewieje w sewastopolskich zatokach. Flota stała się nawet atrakcją turystyczną: za niewielkie pieniądze można wynająć łódkę, która podpłynie niemal pod burty wielkich krążowników.

"Przenosimy się do bazy w Noworosyjsku" - dodaje Głazjew. A wojskowi tłumaczą, że bardziej opłaca się wybudować nowy port wojenny, również nad Morzem Czarnym, niż przepłacać Ukraińcom za Sewastopol. Poza tym w Noworosyjsku flota będzie u siebie, na ziemi rosyjskiej, a nie w niepewnym politycznie kraju, który ostatnio nie przepada za swoim sąsiadem.

"Ukraina jest dla nas zbyt niepewnym partnerem, bo ciągle zmienia sojusze, a rocznie płacimy jej 100 milionów dolarów za pobyt naszych okrętów na Krymie. To stanowczo zbyt dużo" - powiedział DZIENNIKOWI Wadim Sołowiow, publicysta wydawanego w Moskwie magazynu "Wojennoje Obozrienije". "Do 2017 r. już nas na Krymie nie będzie" - dodaje.

Reklama

"Dziś znacznie ważniejszym strategicznie rejonem jest dla nas Pacyfik i wody wokół bieguna północnego" - argumentuje Siergiej Głazjew. Jego słowa potwierdza w rozmowie z nami brytyjski znawca strategii wojen morskich Richard Sakwa z Uniwersytetu Kent. "Rosja wycofa się z Krymu. To już przesądzone. Jesteśmy świadkami stopniowego spadku znaczenia Morza Czarnego" - mówi DZIENNIKOWI. "Nowe okręty, które budują teraz rosyjskie stocznie, popłyną na wody Bałtyku oraz Pacyfiku" - dodaje.

Przeniesienie Floty Czarnomorskiej z Sewastopola do Noworosyjska to niejedyna rewolucyjna zmiana w rosyjskiej doktrynie. W ubiegłym tygodniu Moskwa poinformowała, że zrezygnuje ze swoich instalacji radarowych na Ukrainie. Chodzi o dwa urządzenia typu Dniepr, w zakarpackim Mukaczewie i w Sewastopolu. Gromadzone przez nie informacje wykorzystują rosyjskie wojska strategiczne, które odpowiadają za ochronę Rosji przed rakietami z wrogich krajów.

I w tym przypadku chodzi o redukcję kosztów: radary są przestarzałe, a ich obsługa kosztuje prawie milion dolarów rocznie. Do tego trzeba doliczyć koszty dzierżawy baz. Umowa ukraińsko-rosyjska o ich wykorzystaniu wygasa pod koniec roku. To dobra okazja, by powiedzieć Kijowowi: "Miło było, ale mamy coś lepszego u siebie". Rosyjscy inżynierowie budują już bowiem nowoczesną stację radarową w Armawiże, niedaleko Krasnodaru.