"grzyska mają być wielkim propagandowym świętem pokazującym wielkość komunistycznych Chin. Przygotowania do imprezy trwają już wiele lat i nic nie może jej zakłócić" - powiedziała DZIENNIKOWI Yiyi Liu, sinolog z brytyjskiego Chatham House. By jednak tak się stało, Pekin postanowił rzucić do walki także wszechwładne i potężne służby specjalne.

Reklama

"Nasze władze obawiają się demonstracji obrońców praw człowieka czy manifestacji na rzecz niepodległości Tybetu" - powiedział agencji AP, zastrzegając sobie anonimowość, jeden z pracowników Chińskiego Komitetu Olimpijskiego.

Sam Komitet i Ministerstwo Porządku Publicznego pozostały głuche na dziennikarskie pytania. Wiadomo już jednak, że agencje wywiadowcze oraz specjalnie na te okazję stworzone "grupy badawcze" zbierają wszelkie informacje o zagranicznych organizacjach, ktore mog sprawić chińskim władzom kłopoty.

W Pekinie mogą licznie zjawić się obrońcy praw człowieka, którzy od dziesięcioleci zarzucają Państwu Środka łamanie zasad demokracji i tłumienie ruchów opozycyjnych. Na tej liście są także organizacje religijne krytykujące Chiny za łamanie gwarantowanej przez konstytucję swobody wyznania. Mogą zjawić się również członkowie organizacje walczących o niepodległość Tybetu, przeciwnicy aborcji walczący ze zmuszaniem chińskich kobiet do usuwania ciąży. A to dopiero początek listy.

Reklama

"Nie można zapominać też o ruchu Falung Gong, który w Chinach jest zdelegalizowany, ale na świecie ma wielkie wpływy. Z pewnością nie przepuści on okazji, by zagrać na nosie chińskim władzom i przypomieć o swoim istnieniu" - mówi DZIENNIKOWI Barbara Mittler, zajmująca się Chinami na uniwersytecie w Heidelbergu.

Chińskie władze drżą na samą myśl, że wywrotowcy mogliby "z wywrotowymi transparentami" stanąć na drodze sztafecie z ogniem olimpijskiem podczas telewizyjnej transmisji na żywo. By uniknąć właśnie takich sytuacji do akcji przygotowania odpowiedniej atmosfery podczas Igrzysk Pekin rzucił służby specjalne. Mają one wyłuskać potencjalnie niebiezpieczne osoby i wskazać je władzom. Te mają w swych rękach ostateczny argument: wizy. Zrobią wszystko, by na trybunach igrzysk nie zasiadł żaden podejrzany kibic.