1,7 tys. Chińczyków, 2 tys. Rosjan oraz po kilkuset żołnierzy sił specjalnych z Kazachstanu, Tadżykistanu i Kirgizji oraz uzbeccy oficerowie spotkają się pojutrze na poligonie pod Czelabińskiem na Uralu. Manewry Misja Pokojowa 2007 potrwają do 17 sierpnia i będą największe w historii Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW), która obok gigantów - Rosji i Chin - zrzesza także zasobne w surowce środkowoazjatyckie republiki.

Reklama

"Pierwszy raz wspólne manewry łączą niemal wszystkich członków organizacji" - podkreślał gen. Władimir Moltenskoj, weteran z Czeczenii i wiceszef rosyjskich sił lądowych.

Chińska prasa rozpisuje się o bezprecedensowej wyprawie żołnierzy do Rosji, którą Państwo Środka przed laty uznawało za rywala, a nawet wroga. Trzystuosobowy chiński kontyngent logistyczny już 20 lipca wyruszył w liczącą 10 tys. km podróż na Ural, wioząc koleją 500 ton sprzętu. Pozostałych żołnierzy, którzy przylecieli na miejsce kupionymi od sąsiada transportowymi Iłami-76, rosyjskie dziewczęta w ludowych strojach witały w weekend chlebem i solą.

"Stosunki chińsko-rosyjskie nigdy nie były tak dobre" - mówi DZIENNIKOWI John Swenson-Wright, orientalista Uniwersytetu w Cambridge. "Oba kraje intensywnie handlują bronią i marzą o tym, by z Azji Środkowej wyprzeć amerykańskie wpływy".

Oficjalnie celem manewrów jest walka z terroryzmem, separatyzmem i ekstremizmem religijnym. Jednak według amerykańskiego portalu DefenceNews ćwiczenia w Czelabińsku będą miały praktyczny wymiar. Ich scenariusz zakłada bowiem tłumienie brutalnej, separatystycznej rebelii. "Oddziały mniejszych państw członkowskich SOW uszczelnią granice konfliktu, a Chińczycy i Rosjanie zajmą się problemem" - tłumaczy Wasilij Kaszin, orientalista z Rosyjskiej Akademii Nauk.

Reklama

Oznacza to, że Misję Pokojową 2007 można uznać za przygotowania do ewentualnej interwencji na terenie krajów członkowskich SOW. W ten sposób Chiny i Rosja szlifują miecz, dzięki któremu będą mogły samodzielnie stabilizować bogaty w surowce region i wypierać z niego obce wpływy. "Część rosyjskich polityków uważa, że skoro Zachód nas nie chce, to powinniśmy razem z Chinami budować dla niego przeciwwagę" - tłumaczy DZIENNIKOWI Nadieżda Arbatowa z Rady Polityki Zagranicznej i Obronnej w Moskwie.

Pretekstem do "antyterrorystycznej" interwencji może stać się bunt, na przykład taki, do jakiego doszło w maju w 2005 r. w uzbeckim Andiżanie. Władze Uzbekistanu nakazały tam otworzyć ogień do demonstrantów, rzekomo islamistycznych rebeliantów. Zginęło od kilkuset do nawet kilku tysięcy bezbronnych ludzi, a wezwania Zachodu do wyjaśnienia tej masakry Taszkent potraktował jako pretekst do wypowiedzenia USA dzierżawy terenu pod bazy wojskowe. Wyjście Amerykanów z Uzbekistanu ucieszyło Moskwę i Pekin.

Reklama

Misja Pokojowa 2007 jest obu stolicom potrzebna także jako sygnał ostrzegawczy dla rodzimych separatystów, m.in. Czeczenów oraz muzułmańskich Ujgurów, zamieszkujących chiński Xinjiang. Chociaż ci drudzy nigdy nie wszczęli walk takich jak w Czeczenii, Pekin światową wojnę z terroryzmem traktuje jako wygodny pretekst, żeby tłumić niepodległościowe aspiracje narodu, którego sytuacja jest porównywalna z Tybetańczykami. Po 11 września 2001 r. Chiny konsekwentnie nazywają ujgurskich bojowników terrorystami, a także oskarżają ich o powiązania z Al-Kaidą.

W przyszłym tygodniu zwieńczeniem wojskowych ćwiczeń będzie doroczny szczyt SOW w Biszkeku, stolicy Kirgizji. Pojawią się na nim obserwatorzy krajów, które rozważają pełne członkostwo w tej organizacji: Mongolii, Turkmenistanu, Indii i Pakistanu.





Markow: Zachód jest nam bliższy niż Chiny

Artur Ciechanowicz: Czy wspólne manewry z Chinami to sygnał, że Rosja zaczyna budować strategiczny sojusz z Pekinem wymierzony w Zachód?
Siergiej Markow: W żadnym wypadku. Rosja jest zorientowana na zbliżenie z Zachodem, i to dosłownie w każdej sferze: od kultury po gospodarkę. Zachód jest po prostu dużo bliższy Rosji niż Chiny z punktu widzenia wartości, mentalności i kultury. Zbliżenie z Europą i USA to nasz cywilizacyjny wybór.

Po co więc te manewry?

Zachód jest agresywny pod względem kulturowym, gospodarczym oraz politycznym. Z trudem akceptuje odmienne wartości. Dlatego ciężko jest uzgodnić jakąś wspólnotę interesów. Dlatego Rosja, dążąc do strategicznego sojuszu z Zachodem, nie zapomina o taktycznym partnerstwie z Chinami.

A czy nie jest tak, że Rosja próbuje z Chinami budować przeciwwagę dla NATO i USA?

Zachód, wysuwając takie hipotezy, daje wyraz swojej zapiekłej rusofobii. Przypomina swarliwą małżonkę, której się wydaje, że każda młoda dziewczyna jest konkurentką.

Ćwiczenia mają być przeprowadzone pod hasłem walki z terroryzmem. Jednak główne zagrożenie terrorystyczne dla Rosji to Kaukaz, a dla Chin Xinjiang. To regiony oddalone od siebie o kilka tysięcy kilometrów. Po co więc ćwiczyć wspólne akcje antyterrorystyczne?

Zapomina pan o Azji Środkowej. Kaukaz jest zagrożony tylko zamachami terrorystycznymi, ale w Azji Środkowej istnieje groźba zamachów stanu. Jeśli do władzy doszłyby tu takie ugrupowania jak islamistyczny Hizb-ut-Tahrir czy Islamski Ruch Uzbekistanu, oznaczałoby to destabilizację całego regionu. Chiny i Rosja muszą wspólnie temu przeciwdziałać.

Siergiej Markow, kremlowski politolog, dyrektor Instytutu Badań Politycznych w Moskwie