Wymyślił kilkaset ras, które zamieszkują odległą galaktykę, a teraz George Lucas, twórca „Gwiezdnych wojen”, podzieli się majątkiem, by ocalić ludzkość. „Oddam większość pieniędzy na polepszenie systemu edukacji w USA. Dobre wykształcenie to najważniejsza rzecz, która może uratować ludzką rasę przed zagładą” – napisał w oświadczeniu, gdy podjął decyzję o przyłączeniu się do charytatywnej inicjatywy Billa Gatesa i Warrena E. Buffeta.
Lucas był jednym z pierwszych amerykańskich miliarderów, którzy dołączyli do ambitnego projektu promowanego przez byłego szefa Microsoftu oraz legendarnego inwestora giełdowego. Namawiają oni bogaczy z Ameryki do podarowania przynajmniej połowy swoich majątków na cele dobroczynne – gdyby odpowiedzieli wszyscy, udałoby się zebrać aż 600 mld dol. Na razie spośród 385 miliarderów w akcję „The Giving Pledge” zaangażowało się 40 osób.
Udział twórcy „Gwiezdnych wojen” w projekcie nie powinien dziwić: jest znany z działalności charytatywnej, której poświęca się od dwóch dekad z równie wielkim zapałem jak filmowemu biznesowi. Już w 1991 roku utworzył The George Lucas Educational Foundation (GLEF) oraz specjalny edukacyjny projekt Edutopia. – Celem obu jest przede wszystkim zachęcenie nauczycieli i wychowawców szkolnych do wyjścia poza oficjalne ramy programowe. Projekt skierowany jest także do rodziców, których Lucas namawia do rozwijania najróżniejszych pasji u swoich dzieci – mówi „DGP” Ewan O’Connor z Uniwersytetu Kalifornijskiego.
„Musimy wspierać w młodych ludziach samodzielne myślenie oraz chęć ciągłego zdobywania wiedzy, musimy również promować krytyczne myślenie. Trzeba zachęcać uczniów, by nie ograniczyli się tylko do wypełniania zadań zaleconych przez programy ułożone przez urzędników. Nie chcę, by powtórzyła się sytuacja z mojego dzieciństwa. Kiedy byłem w liceum, czułem się, jakbym przebywał w próżni. Byłem ciekaw świata, ale nudziłem się, bo w szkole nie było atmosfery sprzyjającej nauce. Miałem szczęście, że w końcu odnalazłem swoją drogę i swój język” – napisał Lucas.
Reklama

Nuda w Kalifornii

Reklama
Napuszony język 66-letniego twórcy „Gwiezdnych wojen” – w którym często pada zwrot o ratowaniu ludzkości – może nieco dziwić, ale to wynik jego religijnej podróży przez życie: sam określa się jako metodysto-buddysta (wychował się w metodystycznej rodzinie, potem odkrył nauki Buddy). Ale w jednym nie popada w przesadę. W jego rodzinnym miasteczku naprawdę wiało nudą.
Urodził się w 200-tysięcznym Modesto w Kalifornii. – Moją jedyną pasją były wówczas samochody. Nic innego nie miałem tam zresztą do roboty – wspomina. Do tego stopnia się w nich zakochał, że chciał nawet zostać kierowcą wyścigowym. Jednak zamiłowanie do koni mechanicznych minęło w 1962 roku, tuż przed ukończeniem liceum, gdy o mało nie zginął w wypadku. Wówczas zaczął powoli odkrywać w sobie zainteresowanie fotografią i filmem. W nieużywanej łazience koło garażu stworzył ciemnię, całe dni włóczył się z kamerą i kręcił dosłownie wszystko. Nowe hobby nie podobało się rodzicom, którzy chcieli, by przejął po nich sklep z biurowymi meblami. Nie poddał się jednak presji ojca i idąc za nową pasją, dostał się najpierw na Brookdale Community College w New Jersey, a potem przeniósł się na University of Southern California School of Cinematic Arts.



W 1971 roku nakręcił pierwszy film – wizjonerski „THX 1138”, opowiadający o uzależnionej od narkotyków ludzkości poddanej kontroli ze strony androidów, nie zrobił jednak furory. Lucas nie załamał się niepowodzeniem i założył własne studio filmowe (Lucasfilm Ltd.) i dwa lata później na ekranach kin zadebiutowało „Amerykańskie graffiti”. To był strzał w dziesiątkę: lekki film opowiadający o grupie młodzieży z prowincjonalnego miasteczka Modesto w ostatnim dniu wakacji stał się kasowym hitem. Jednak Lucasa ciągnęło w stronę fantastyki. Po pierwszym sukcesie zamierzał nakręcić film o Flashu Gordonie, bohaterze z przyszłości, ale nie otrzymał praw do ekranizacji. Wówczas postanowił stworzyć własną gwiezdną opowieść. Tak narodził się pomysł „Gwiezdnych wojen”, które stały się jednym z największych przebojów w historii kina. Do dziś sześć części sagi zarobiło ponad 5,5 mld dol. Ta suma już wkrótce wzrośnie: Lucas przenosi właśnie cykl w trzy wymiary.
Sukces pierwszej części „Gwiezdnych wojen” uczynił z niego jednego z najbardziej wpływowych ludzi kina. Rzadko już stawał za kamerą, skupił się na pisaniu scenariuszy oraz produkcji (to jemu zawdzięczamy pierwszą część opowieści o Indianie Jonesie). Szybko też nauczył się praw rządzących w Hollywood. – Jeśli pod koniec filmu chłopak i dziewczyna idą w stronę zachodzącego słońca, trzymając się czule za ręce, zarabiasz ekstra 10 mln dol. – powiedział w jednym z wywiadów. W jego filmach zawsze jest happy end.
Gdy kino przestało mu wystarczać, uruchomił studio efektów specjalnych Industrial Ligth and Magic (jego ludzie pracowali m.in. przy „Avatarze” i Harrym Potterze) oraz studio gier komputerowych LucasArts, które świat „Gwiezdnych wojen” przekłada na wirtualną rozrywkę. Inwestycje te przełożyły się na biznesowy sukces. Magazyn „Forbes” szacuje majątek Lucasa na 3,5 mld dol. – choć na liście najbogatszych Amerykanów zajmuje dopiero 97. miejsce, to wśród ludzi kina jest w ścisłej czołówce.

Ludzkość musi przetrwać

Gdy pasja zamieniła się w dobrze prosperujący biznes, który pozwalał mu się rozwijać, przypomniał sobie o tym, co gnębiło go w przeszłości. – To system edukacji, który mnie tłamsił, nie dawał rozwijać pasji i podcinał skrzydła. Postanowiłem to zmienić – przekonuje George Lucas. Temu właśnie służą The George Lucas Educational Foundation (ponad 30 etatowych pracowników oraz 4 mln dol. rocznego budżetu) oraz internetowa Edutopia, która ma już 85 tys. subskrybentów.

Nauka w rytmie hip-hopu

GLEF finansuje m.in. działalność szkoły podstawowej w Waszyngtonie, która uczy czytania, pisania i liczenia przy okazji badań nad rzadkimi jaszczurkami, oraz nauczyciela z Kalifornii, który w rytm hip-hopu przekazuje nastolatkom piękno poezji Walijczyka Dylana Thomasa. – Choć niektóre projekty mogą wydawać się groteskowe, nie chodzi mu o wyparcie obowiązkowego systemu edukacji. Chce przekonać nauczycieli, że warto pracować z młodymi ludźmi w sposób niestandardowy, bo może być to najlepsza droga do wzbudzenia w nich pasji do nauki – mówi „DGP” Ewan O’Connor.
Z kolei Edutopia zachęca nauczycieli, by do kształcenia uczniów jak najczęściej wykorzystywali nowe technologie, które dla młodych są chlebem powszednim. Jest także skierowana do rodziców, którzy – według Lucasa – sami muszą się rozwijać i brać udział w wychowaniu i kształceniu dzieci. Twórca „Gwiezdnych wojen” opiera to przekonanie na doświadczeniu z własnego domu. Jego rodzice nie ukończyli wyższych szkół, bo przeszkodził im w tym Wielki Kryzys 1930 roku. Zamieszkali w małym miasteczku i nigdy nie chcieli się z niego wyrwać. Modesto stało się dla nich całym światem i nie rozumieli filmowej pasji George’a. Gdyby nie jego upór, pewnie prowadziłby dziś niewielki sklepik z biurowymi meblami.
– Dlatego zdecydowałem się przekazać większość majątku na rozwój edukacji. Bo jako rasa ludzka posiadamy wspaniałą umiejętność przetrwania: to zdolność nauki oraz przystosowania się do nowych warunków. Ale wszystko zaczyna się od szkoły i dobrej edukacji – uważa George Lucas.