Od środy wieczorem (czasu lokalnego) w stolicy USA prawie pół miliona ludzi jest bez prądu, gdyż burza śnieżna zerwała przewody trakcji elektrycznej.

Przerwa w dostawach prądu może potrwać kilka dni ze względu na skalę awarii i trudności ekip naprawczych w dotarciu do niektórych rejonów. Rozmiary wyłączeń porównuje się z tymi, do których doszło w Waszyngtonie we wrześniu 2003 r. po huraganie Isabel - prądu nie było wtedy w wielu dzielnicach przez prawie tydzień.

Reklama

Wyłączenia w środę dotknęły głównie przedmieścia Waszyngtonu, gdzie dominują naziemne przewody trakcji i gdzie są one bardziej wystawione na działanie wiatru.

W Waszyngtonie, Nowym Jorku, Baltimore i innych miastach spadło około 40 cm śniegu. W Waszyngtonie wcześniej w środę padał deszcz, zmywając z dróg wysypaną tam sól, co spowodowało, że kiedy temperatura spadła, utworzyła się gołoledź.

Lód na drogach, w dodatku nie odśnieżanych od razu, sparaliżował ruch pojazdów w środę w godzinach popołudniowego szczytu, kiedy dziesiątki tysięcy Amerykanów wraca z pracy do domu. Utworzyły się gigantyczne korki. Niektórzy wracali do domu 12 godzin.

Reklama

Nawet prezydent Barack Obama spóźnił się do Białego Domu z lotniska w bazie Andrews, kiedy jego samochód i kawalkada towarzyszących mu wozów utknęły w korku.



Reklama

Ruch tamowały zwalone drzewa, druty trakcji elektrycznej i inne samochody, które uległy wypadkom. Na drodze szybkiego ruchu George Washington Parkway prawie 100 kierowców - jak obliczyła policja - porzuciło swoje samochody po godzinach oczekiwania w korkach. Niektórym zabrakło benzyny.

W czwartek zamknięto wszystkie szkoły w Waszyngtonie. W środę po południu wiele instytucji, w tym administracja federalna, zwolniło swoich pracowników do domu o dwie godziny wcześniej. Mimo to na drogach utworzyły się zatory.

Ponieważ w wielu domach w stolicy USA nie ma sieci gazowej i wszystko, z kuchenkami włącznie, działa na prąd elektryczny, tysiące ludzi są pozbawione ogrzewania i nie mogą przygotowywać sobie ciepłych posiłków, kawy czy herbaty.

Wiele osób opuściło więc mieszkania i za dnia schroniło się na stacjach benzynowych, w metrze, kawiarniach i restauracjach. Te ostatnie okupowane są od czwartku rano przez ludzi pracujących normalnie w domu, którzy z braku prądu nie mogą tam korzystać teraz z komputerów, faksów i innych elektronicznych urządzeń, ani doładować telefonów komórkowych.

Część lokali, na przykład wiele kawiarni Starbucks, nie zostało dotkniętych wyłączeniami. Inne używają własnych generatorów energii elektrycznej. Generatory takie ma na suburbiach coraz więcej mieszkańców Waszyngtonu.

Z powodu śnieżycy powstały też zakłócenia w sklepach - opóźniają się dostawy żywności. Ludzie masowo wykupują baterie do latarek, świece i inne przedmioty potrzebne do życia bez prądu. Władze radzą nie wyjeżdżać z domu, gdyż na drogach jest wciąż niebezpiecznie.