Libijski Generalny Komitet Ludowy Obrony, czyli ministerstwo obrony, ostrzegł w czwartek wieczorem, przed posiedzeniem Rady, że "jakikolwiek akt wojskowy" przeciwko Libii "narazi na niebezpieczeństwo ruch powietrzny i żeglugę w strefie Morza Śródziemnego" - podała oficjalna rządowa libijska agencja Jana. Statki i samoloty w strefie Morza Śródziemnego, "cywilne lub wojskowe, będą celem ataków obronnych" - grozi komunikat.
Kilka godzin wcześniej ta sama agencja obwieściła decyzję ministerstwa obrony, które postanowiło od soboty o północy zawiesić operacje wojskowe przeciwko "zbrojnym bandom", aby "mogły złożyć broń i skorzystać z powszechnej amnestii", obiecanej kilka dni wcześniej przez Muammara Kadafiego. Ewentualne ustanowienie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ strefy zakazu lotów nad Libią "już nie wystarczy" - oświadczył w czwartek dowódca lotnictwa wojskowego USA, gen. Norton Schwartz.
Źródła rządowe i powstańcze podają całkowicie rozbieżne informacje o sytuacji wojskowej. Podczas gdy libijska telewizja oznajmiła w czwartek, że wojska rządowe znajdują się już na przedmieściach Bengazi, rzecznik powstańców podał, że od ich stolicy dzieli je jeszcze 160 km. Potwierdzają to wszystkie agencje prasowe. Rzecznik zaprzeczył także zajęciu przez siły rządowe terminalu portowego Zueitina.
Telewizja poinformowała też, że siły Kadafiego kontrolują leżącą ok. 150 km na wschód od Trypolisu Misratę. Doniesieniom tym zaprzeczyli jednak mieszkańcy miasta. Międzynarodowy Czerwony Krzyż ze względu na bezpieczeństwo swego personelu rozpoczął w czwartek ewakuację swego personelu z Bengazi do Tobruku, na granicy z Egiptem.
Organizacje humanitarne i władze egipskie przygotowują się tymczasem do masowego napływu uchodźców z Libii do Egiptu w związku z możliwymi postępami ofensywy wojsk Kadafiego - podała agencja AFP.W okolicach Sallum na granicy libijsko-egipskiej powstaje obóz zdolny do przyjęcia 100 000 uciekinierów. Na razie jednak napływ uchodźców jest niewielki.
Gen. Schwartz, odpowiadając na posiedzeniu komisji senackiej na pytanie zadane przez republikanina Johna McCaina, zdecydowanego zwolennika masywnej interwencji wojskowej w Libii przeciwko reżimowi Kadafiego, odpowiedział: "wszystko zależy od tego, czy zakaz lotów będzie tylko pierwszym, czy ostatnim etapem szerszej interwencji wojskowej". Zdaniem generała, około tygodnia musi zająć skuteczne wprowadzenie w życie strefy zakazu lotów nad Libią.
Agencje podkreślają, że amerykańska administracja, przez dłuższy czas niezdecydowana w kwestii strefy zakazu lotów, w środę zajęła bardziej energiczne stanowisko. Sekretarz stanu Hillary Clinton powiedziała, że sprawa "stała się pilna".
Debata i głosowanie nad rezolucją, według ostatnich doniesień, może rozpocząć się w czwartek przed północą czasu polskiego. Delegacje 15 krajów członkowskich Rady Bezpieczeństwa pracowały intensywnie w ciągu czwartku nad poprawkami do francuskiego projektu rezolucji.
AFP, która powołuje się na anonimowego ONZ-owskiego dyplomatę, pisze, że projekt rezolucji zawiera "wszystkie elementy niezbędne"" dla ochrony ludności cywilnej", łącznie ze strefą zakazu lotów, ale z wyjątkiem wojskowej okupacji kraju.
Samoloty Kadafiego dwukrotnie bombardowały w czwartek z dużej wysokości, nie wyrządzając poważniejszych szkód, bazę lotniczą i lotnisko międzynarodowe Benina pod Bengazi. Była to odpowiedź na ataki lotnictwa powstańczego, które we wtorek zatopiło niedaleko Adżdabii, o 160 km od Trypolisu, dwie jednostki rządowej marynarki wojennej. Według źródeł powstańczych, te same samoloty atakowały w środę kolumnę zmotoryzowana nieprzyjaciela w rejonie miasta Sebha, na południe od Trypolisu.
Rzecznik powstańców w Bengazi, Moataz al-Gheriani zapewnił w czwartek dziennikarzy, że "opozycja w Bengazi jest uzbrojona po zęby", lepiej wyszkolona wojskowo niż inne siły powstańcze i gotowa bronić miasta. Powstańcy pokładają nadzieje w pozytywnym przebiegu posiedzenia Rady Bezpieczeństwa, jednak jeśli to nie nastąpi, "będziemy polegać na własnych siłach i wiemy, co mamy robić" - zapewnił rzecznik.
Pułkownik Kadafi w wywiadzie, który opublikował "Le Figaro", zapewnił, że operacja jego wojsk w Bengazi będzie polegała na "wyzwoleniu miasta z rąk zbrojnych band". Ostrzegł z góry, że jest "rzeczą bardzo prawdopodobną, iż siły te będą zabijać cywilów, aby oskarżyć o to wojsko".
Kadafi zapewniał, że "wystarczyłby mu jeden dzień na wyzwolenie kraju", gdyby chciał użyć siły "na serio", ale jego taktyka polega na "stopniowym rozbijaniu zbrojnych grup przy zastosowaniu rozmaitych metod", jak na przykład obleganie miast lub wysyłanie parlamentarzystów.
Kadafi uważa za bardzo możliwe, że członkowie Narodowej Rady Transformacji ukonstytuowanej w Bengazi uciekną do Egiptu. Zapewnił, że wybaczy swoim byłym ministrom lub dyplomatom, którzy przystąpili do tej Rady, jako "zakładnicy".
Zapytany przez "Le Figaro", czy mógłby zrzec się władzy, jak to uczynili prezydenci Tunezji i Egiptu, Kadafi uśmiał się z pytania dziennikarza i odparł, że jest jedynie "przywódcą rewolucji libijskiej" i jako taki "nie mógł działać przeciwko woli ludu". "W Tunezji i Egipcie - dodał - narody były przeciwko swym rządom. W Libii sytuacja jest odwrotna - naród jest ze mną".