Według ogłoszonych wczoraj wyników porozumienie – wynegocjowane przez rząd i przyjęte przez parlament – poparło w sobotnim referendum 40,1 proc. głosujących, a przeciwne mu było 59,1 proc. – Wygrała najgorsza opcja – powiedziała premier Johanna Sigurdardottir. – To nie jest dobre ani dla Islandii, ani dla Holandii. Czas negocjacji się skończył. Islandia nadal jest zobligowana do spłaty. Teraz sprawa trafi do sądu – skomentował holenderski minister finansów Jan Kees de Jager.
Spór powstał w 2008 r., gdy załamał się system bankowy Islandii. Wówczas rządy brytyjski i holenderski pokryły straty 400 tysięcy własnych obywateli, których skusiły wysoko oprocentowane rachunki w Icesave. Teraz jednak chcą odzyskać te pieniądze. Odrzucone w sobotę przez Islandczyków warunki były znacznie łagodniejsze niż za pierwszym razem. Wtedy Islandia miała spłacić dług – oprocentowany na 5,5 proc. – od 2016 do 2024 r. W referendum przeciwko umowie było aż 93 proc. głosujących. Po renegocjacji porozumienia okres spłaty wydłużono do 30 lat (2016 – 2046), zaś odsetki zmniejszono do 3,3 proc. Co więcej, faktyczny koszt dla islandzkiego budżetu byłby znacznie niższy niż 4 mld euro – bo według rządu większość długu zostałaby pokryta ze sprzedaży aktywów upaństwowionego w 2008 r. Landsbanku, do którego należał Icesave. Rząd szacuje, że podatnicy musieliby dołożyć 47 miliardów koron, czyli 288 milionów euro.
Mimo wszystko Islandczycy odrzucili nową wersję umowy. Większość głosujących przeciw uznała, że nie ma powodu, by z budżetu państwa spłacać długi spowodowane przez prywatny wówczas bank. Jednak koszty tej decyzji będą znacznie większe.
Sprawa trafi teraz do sądu arbitrażowego Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA). Islandzki minister finansów Steingrimur Sigfusson ocenił wczoraj, że postępowanie zajmie co najmniej rok – półtora. Według większości ekspertów sąd przyzna rację Wielkiej Brytanii i Holandii, a warunki spłaty wcale nie muszą być tak korzystne jak ostatnie porozumienie. Na dodatek Islandia traci resztki wiarygodności kredytowej. W 2008 r., gdy zaczynał się globalny kryzys, od bankructwa uratowała ją tylko wynosząca 4 miliardy euro pożyczka z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Mało prawdopodobne, by teraz ktokolwiek chciał pożyczać Islandii pieniądze. Po poprzednim referendum, w marcu 2010 r., Fitch obniżył rating tego kraju do poziomu śmieciowego, a dwie pozostałe agencje – Standard & Poor’s i Moody’s – do najniższego poziomu inwestycyjnego. Moody’s jednak ostrzegł, że ponowne „nie” w referendum spowoduje dalszą obniżkę ratingu. W tym roku rząd islandzki planował powrócić na rynki obligacji, uzyskując z ich sprzedaży 713 mln euro. Sigfusson przyznał jednak, że w tej sytuacji trzeba będzie jeszcze raz przemyśleć tę decyzję.
Reklama
Wreszcie – odrzucenie porozumienia oznacza wstrzymanie rozmów o członkowstwie w Unii Europejskiej. Londyn i Amsterdam kilkakrotnie ostrzegały, że jeśli Islandia nie będzie chciała spłacić długów, zablokują jej akcesję.