Julia Skworcowa w rozmowie z portalem Lifenews.ru ujawniła, że katastrofy najprawdopodobniej można było uniknąć, gdyby samolot odszedł na drugi krąg. A nie odszedł, bo piloci nie chcieli przekroczyć normy zużycia paliwa. Gdyby to zrobili, zapewne "dostaliby po kieszeni" od swoich szefów.

Reklama

W niewielkich liniach lotniczych – liczących podobnie jak RusAir 10-15 samolotów – piloci są karani finansowo, jeżeli zużywają więcej paliwa niż wynosi wyznaczona norma.

Skworcowa nie tylko twierdzi, że w maszynę pilotował w krytycznych chwilach drugi pilot – ale też jest zbulwersowana, że Tu-134 wystartował z moskiewskiego lotniska Domodiedowo. Prognozy pogody już wówczas wskazywały, że warunki do lotu i lądowania będą fatalne.

Do ostatnich chwil piloci nie wiedzieli, co się dzieje: gęsta mgła przykryła ziemię, a pasażerowie nie zostali uprzedzeni o próbie awaryjnego lądowania. "Ja sama zrozumiałam, co się dzieje, dopiero wtedy, gdy skrzydłem ścięliśmy jedno drzewo, potem drugie" – powiedziała Skworcowa dziennikarzowi Lifenews.ru.

Życie stewardessy uratował fotel, który się nie złożył. Gdy maszyna uderzyła o ziemię i ogon odłamał się, kobieta uderzyła o uszkodzony fotel i nie wypadła. Wkrótce po rozbiciu się samolotu, Skworcowa odzyskała przytomność: zobaczyła ciała pasażerów, próbowała nawet sprawdzać puls kolejnych osób. "Potem zobaczyłam rozerwane na pół dziecko i więcej niczego nie pamiętam" – powiedziała. Ponownie straciła przytomność. Ze szczątków Tu-134 wyciągnął ją taksówkarz, który wkrótce później dotarł na miejsce katastrofy.

W Moskwie i Pietrozawodsku w szpitalach przebywa jeszcze pięć ciężko rannych w wypadku osób. Przyczyny tragedii wciąż nie są oficjalnie znane, choć nie ulega wątpliwości, że samolot podchodził do lądowania w gęstej mgle.