Wejście Piratów do izby poselskiej Berlina byłoby największą tegoroczną sensacją wyborczą w Niemczech, tym bardziej że według sondażu partia ta ma w stolicy większe poparcie niż współrządząca Niemcami liberalna FDP (3 proc.). Piraci nie mają reprezentacji w żadnym z parlamentów 16 krajów związkowych Niemiec i uchodzą za partię protestu o marginalnym znaczeniu.
Założone pięć lat temu ugrupowanie liczy ok. 12 tysięcy członków i walczy przede wszystkim o swobodę korzystania z internetu, przejrzystość władzy i ochronę wolności obywatelskich. Niedawno Piraci uzupełnili swój program o sprawy socjalne. Domagają się m.in. wprowadzenia płacy minimalnej czy bezpłatnej komunikacji miejskiej. W swoich sloganach ugrupowanie wzywa: "Myśl samodzielnie!", a "Jeśli nie masz o czymś pojęcia, lepiej się zamknij".
Zdaniem ekspertów popularność Partii Piratów może być konsekwencją zniechęcenia i znużenia wyborców tradycyjnymi partiami, których programy często są do siebie podobne.
Sondaż ośrodka Infratest dimap dla telewizji ARD wskazuje, że po wyborach 18 września burmistrzem Berlina pozostanie rządzący niemiecką stolicą od 10 lat socjaldemokrata Klaus Wowereit. Jego SPD może liczyć na około 29,5 proc. poparcia, a chadecka CDU - na 22 proc.
Zieloni, którzy jeszcze kilka miesięcy temu byli uważani za czarnego konia berlińskich wyborów, spadli w sondażach na trzecie miejsce i mają 20-procentowe poparcie. Postkomunistyczna Lewica, która współtworzy koalicję rządzącą z SPD może zdobyć 11 proc. głosów. Jeśli takie sondaże się potwierdzą, koalicja socjaldemokratów z Lewicą straciłaby większość. Wówczas najbardziej prawdopodobna byłaby nowa koalicja SPD z Zielonymi.