Według ogłoszonego w piątek raportu UE wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego Tunezji, choć w zasadzie zgodne z międzynarodowymi standardami, nie były jednak wolne od błędów. Podstawowe zastrzeżenia dotyczyły braku pełnej przejrzystości procesu wyborczego. Szef misji obserwacyjnej UE Michael Gahler podkreślił w rozmowie z PAP, że proces ten "musi być transparentny na każdym poziomie, bo to jedyny sposób, żeby zbudować zaufanie wśród wyborców oraz partii politycznych". Zaznaczył, że dotyczy to również kwestii upublicznienie informacji o źródłach finansowania partii politycznych.

Reklama

Gahler powiedział w kontekście przyszłych wyborów, że należy zreformować metodologię pracy komisji wyborczej oraz jej strukturę. "Potrzebujemy więcej żołnierzy do pracy, a mniej generałów, którzy wydają rozkazy. Konsensus jako sposób na podejmowanie decyzji również się nie sprawdził, wszystkie, nawet najbardziej kluczowe, były rozstrzygane w ostatniej chwili" - wskazał.

"Entuzjazm rewolucyjny będzie znacznie mniejszy i dlatego trzeba poprawić logistykę, administrację, całą cześć techniczną, bo tak naprawdę od niej w dużym stopniu zależy powodzenie wyborów. Tunezja nie jest jednym z afrykańskich państw, gdzie partie rządzące specjalnie tworzą mniejszą liczbę punktów wyborczych, aby opozycja nie mogła głosować. Tu wola polityczna jest, ale trzeba popracować nad organizacją" - dodał Gahler.

Międzynarodowi eksperci, którzy wspierali Tunezyjczyków w organizowaniu październikowych wyborów, bardzo krytycznie oceniają pracę komisji wyborczej. "Trudno mówić o sukcesie demokracji, kiedy udało się zarejestrować jedynie połowę uprawnionych do głosowania. W społeczeństwie, w którym brakuje zaufania do instytucji publicznych, wywieszenie plakatu nie wystarczy, by przekonać ludzi, że warto się zarejestrować i głosować" - powiedział jeden z ekspertów, zastrzegając sobie anonimowość.

W nieoficjalnych rozmowach z PAP eksperci mówili, że ich zdaniem komisja wyborcza nie do końca zrozumiała, jaka jest jej rola, nie miała właściwej struktury, a wewnętrzne rozgrywki powodowały całkowity chaos informacyjny. "Czasami pracowaliśmy przez kilka tygodni z członkami komisji, usiłując coś ustalić, by następnie dowiedzieć się, że decyzja już dawno zapadła i jest inna niż ta, którą uzgodniliśmy" - powiedział jeden z ekspertów.

Z kolei lokalni obserwatorzy z organizacji Tunezyjskiego Stowarzyszenia na rzecz Uczciwych i Demokratycznych Wyborów (ATIDE) w rozmowie z PAP podkreślali, że jednym z podstawowych mankamentów było to, iż komisja wyborcza nie opublikowała natychmiast na stronie internetowej wyników wyborów, a gdy to w końcu uczyniła, pojawiły się tam inne informacje niż te, które ogłoszono oficjalnie.

Zadaję sobie pytanie, czy jesteśmy w państwie Trzeciego Świata, w którym trwa konflikt, czy w nowoczesnej Tunezji, z ambicjami i wykształconą na Zachodzie elitą, gdzie ludzie powinni wykonywać swoją pracę w sposób profesjonalny. I nie godzę się na usprawiedliwianie (mankamentów) krótkim czasem lub brakiem doświadczenia. Były zasoby na miejscu, ale trzeba być otwartym, aby przyjąć pomoc - dodał jeden z międzynarodowych ekspertów.

Reklama

Szef misji obserwacyjnej UE Michael Gahler powiedział w rozmowie z PAP, że Unia jest gotowa nadal wspierać rząd Tunezji, służyć wszelką możliwą pomocą, jeśli tylko będzie tego chciała strona tunezyjska. Trzeba jak najszybciej rozpocząć przygotowania do kolejnych wyborów. Należy wyznaczyć termin zakończenia pracy Zgromadzenia Konstytucyjnego i zabrać się za przygotowanie odpowiedniej struktury, aby skończyć wszystkie przygotowania przed rozpoczęciem kampanii wyborczej - podkreślił.

Misja Unii Europejskiej uczestnicząca w pierwszych wolnych wyborach w Tunezji, zorganizowanych 23 października 2010, dziewięć miesięcy po obaleniu reżimu prezydenta Ben Alego, liczyła 180 obserwatorów z 26 krajów UE, a także z Norwegii, Szwajcarii i Kanady. Ponadto wybory obserwowali liczni przedstawiciele tunezyjskiego społeczeństwa obywatelskiego.