Pierwsza z manifestacji odbyła się rano na głównym stołecznym placu Syntagma (Konstytucji) przed parlamentem, na apel związków zawodowych sektora prywatnego i publicznego. Zgromadziła ona ok. 1,5 tys. ludzi, którzy protestowali przeciwko "nieakceptowalnym wymaganiom" stawianym krajowi przez pożyczkodawców z UE i MFW; instytucje te, zdaniem związkowców, "gwałcą prawo pracy i układy zbiorowe".
Z kolei po południu ok. 2 tys. ludzi demonstrowało w tym samym miejscu na wezwanie organizacji skrajnej lewicy. "Ani wybory, ani koalicyjny rząd nie mogą pokonać nas na ulicach" - głosił przyniesiony przez manifestantów transparent.
Policja ochraniała przed demonstrantami budynek parlamentu. Protesty sprzed tygodnia przerodziły się w zamieszki, z podpalaniem budynków w centrum miasta i plądrowaniem sklepów włącznie.
W poniedziałek w Brukseli odbędzie się spotkanie ministrów finansów strefy euro, na którym ma zapaść decyzja o przyznaniu Grecji nowej pomocy, wartości 130 miliardów euro. Spotkanie planowane pierwotnie na minioną środę przełożono wobec - jak informowano - niespełnienia przez Grecję wszystkich warunków.
W zamian za pomoc pożyczkodawcy - KE, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy - zobowiązali Grecję do wprowadzenia oszczędności, a w ich ramach m.in. likwidacji miejsc pracy w sektorze publicznym i obniżki pensji minimalnej o 22 procent; obecnie wynosi ona 740 euro. Bez tej pomocy Atenom w najbliższym czasie grozi niewypłacalność.
W niedzielę, na dzień przed spotkaniem eurogrupy, do Brukseli nieoczekiwanie udał się grecki premier Lukas Papademos.
Podczas gdy partnerzy Grecji coraz głośniej mówią o możliwości wyjścia tego kraju ze strefy euro, opublikowany w niedzielę w dzienniku "Ethnos" sondaż wskazuje, że tylko 19,6 proc. Greków chciałoby powrotu drachmy. Trzy czwarte opowiada się za "europejską perspektywą" dla kraju, a dwie trzecie chciałoby, by powiódł się program uzdrowienia gospodarki, narzucony przez UE i MFW.
Badanie pokazało też, że ośmiu na 10 ankietowanych przypisuje odpowiedzialność za sytuację kraju "greckim rządom", a jedynie 6,1 proc. - "Europejczykom i MFW".
Tymczasem na jednym z transparentów przyniesionych w niedzielę przez demonstrantów widniało hasło, napisane po angielsku: "Wszyscy jesteśmy Grekami, a Sarkozy i Merkel to oszołomy".