W Chicago NATO ma określić, jak będzie wyglądać jego rola w Afganistanie po 2014 roku, gdy sojusz i jego partnerzy z ISAF wycofają swych żołnierzy, pozostawiając kraj siłom afgańskim. Szczyt może też przynieść wstępne ustalenia w sprawie finansowania sił afgańskich przez inne kraje.
Nie będą na nim ogłoszone decyzje strategiczne, bo te znalazły się w koncepcji przyjętej na szczycie w Lizbonie w 2010 r.
Obserwatorzy podkreślają jednak, że sojusz znalazł się w momencie, gdy musi zdefiniować swój przyszły kształt.
Wyjście z Afganistanu oznacza bowiem, że po raz pierwszy od 20 lat NATO nie będzie prowadziło dużej operacji. To rodzi pytanie o jego dalszą rolę, bo właśnie operacje w reakcji na kryzysy narzucały w ostatnich latach zadania sojuszu, kształt jego struktur i tworzenie szerokich koalicji z krajami spoza paktu. NATO bez wielkiej operacji lub kilku równoległych stanie wobec poważnego wyzwania - napisał Jamie Shea, strateg NATO, w analizie dla ośrodka Carnegie Europe.
Jego zdaniem NATO dalej powinno zachować zdolności do prowadzenia operacji i nie ograniczać się do roli organizacji obronnej. Jednak sojusznicy są podzieleni w tej sprawie.
Wielka Brytania np. widzi przyszłość sojuszu raczej w operacjach. Polska chce równowagi między operacjami a tradycyjną rolą NATO - kolektywną obroną terytorium państw członkowskich, i to - jak zapowiadał polski MON - zakomunikuje w Chicago.
Jak się oczekuje, NATO w Chicago podkreśli znaczenie koncepcji Smart Defense ("inteligentnej obrony"). Zakłada ona przejmowanie zadań obronnych państw członkowskich o ograniczonych zdolnościach w jednej dziedzinie przez inne państwa sojuszu. Chodzi o wspólne, wielonarodowe projekty łatwiejsze do udźwignięcia przez budżety narodowe.
W Chicago NATO ogłosi rozpoczęcie 20-30 takich projektów.
Smart Defense, prowadząc państwa NATO ku większej specjalizacji i ścisłej koordynacji, będzie wymagać ponadnarodowego planowania i dowodzenia. Obserwatorzy wskazują, że tu barierą może być niechęć państw do osłabiania suwerenności w sferze obrony. Ponadto, tylko pięciu na 28 członków NATO dysponuje siłami zbrojnymi o pełnym spektrum działania, dającymi wybór specjalizacji. Postęp w Chicago w sprawie Smart Defense będzie niewielki - prognozuje analityk Jan Techau z Carnegie Europe w artykule w "Europe's World".
NATO ogłosi w Chicago wstępną zdolność operacyjną systemu obrony przeciwrakietowej, czyli sojuszniczego systemu, którego częścią ma być amerykańska tarcza w Europie z przyszłymi elementami w Polsce. Na tym etapie projekt wciąż budzi ostry sprzeciw Rosji, której nie zadowalają gwarancje polityczne, iż system nie jest skierowany przeciwko niej.
Do Chicago nie przyjedzie prezydent Władimir Putin, co jest odbierane jako demonstracja niezadowolenia Rosji z relacji z NATO i USA.
Szczyt w Chicago - oświadczył 8 maja sekretarz generalny sojuszu Anders Fogh Rasmussen - potwierdzi transatlantyckie więzi między Europą i USA. Jednak Stany Zjednoczone ogłosiły wycofanie dwóch brygad z Europy i zmieniają swe priorytety na Azję, oczekując od Europejczyków, że sami wezmą odpowiedzialność za bezpieczeństwo na kontynencie. Europa zaś tnie wydatki na obronę (udział USA w budżecie NATO sięga dziś 75 proc.) i nie może porozumieć się w sprawie wspólnego systemu obrony.
W takich warunkach - zauważają komentatorzy - NATO stoi przed zadaniem transformacji odpowiedniej do nowych zagrożeń dla bezpieczeństwa, jak terroryzm, cyberataki i rozprzestrzenianie broni masowego rażenia. Musi się przekształcić mimo kryzysu finansowego i zachować znaczenie w świecie, gdzie Chiny, Rosja i Indie zwiększają wydatki na obronność. Musi odpowiedzieć na pytanie, czy będzie organizacją bezpieczeństwa, czy kolektywnej obrony.
Chicago się nie liczy, gra toczy się o wiele większą stawkę - pisze Techau we wspomnianym artykule.
W szczycie Chicago udział weźmie ok. 60 krajów i organizacji międzynarodowych.