Strajk głodowy jest protestem przeciw przyznaniu im zaledwie pięciu dni na przejrzenie akt sprawy. Członkiniom zespołu zarzuca się chuligańskie wybryki, za co grozi im do siedmiu lat więzienia.
Ogłaszam głodówkę, ponieważ to nielegalne przyznać tak mało czasu na przestudiowanie tak obszernych akt - ogłosiła w sądzie w Moskwie w czasie rozprawy wstępnej Nadieżda Tołokonnikowa. Do 9 lipca to dla mnie za mało. Zamierzam się odwoływać - dodała.
Chwilę później dwie kolejne członkinie zespołu, Jekaterina Samucewicz i Marija Alochina, złożyły podobne deklaracje.
Zdaniem przewodniczącego składu sędziowskiego pięć dni wystarczy na przeczytanie wszystkich dokumentów. Sędziowie wezwali do szybkiego rozpoczęcia procesu, zarzucając obronie próbę odsuwania go w czasie.
Działanie sądu skrytykował jeden z obrońców Nikołaj Połozow. Praca sądu polega teraz na zorganizowaniu procesu najszybciej jak to możliwe, skazaniu ich i wysłaniu do kolonii karnej - ocenił.
Tołokonnikowa, Samucewicz i Alochina trafiły do aresztu za odśpiewanie 21 lutego w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela "Modlitwy punkowej" - utworu "Bogurodzico, przepędź (Władimira) Putina".
Pussy Riot wystąpiły przed ołtarzem w kolorowych kominiarkach, wcześniej rozstawiając tam gitary i sprzęt nagłaśniający. Po krótkim czasie ochrona wyprowadziła je z soboru i pozwoliła im odejść.
Skandal wybuchł, gdy członkinie grupy umieściły w internecie film ze swojego występu. Wśród prawosławnych, w tym hierarchów, podniosły się głosy oburzenia, a dziewczęta oskarżono o sprofanowanie świątyni, obrażenie uczuć religijnych i szerzenie nienawiści.
Kobietom grozi kara do siedmiu lat pozbawienia wolności. Krytycy procesu twierdzą, że członkiń Pussy Riot nie można sądzić za wybryki chuligańskie, gdyż nie doszło do zniszczenia mienia, a cała sprawa jest próbą przeprowadzenia procesu politycznego.