Mimo że Barack Obama doszedł do władzy dzięki zdecydowanej krytyce polityki ekspedycyjnej George’a Busha, w sprawach terroryzmu okazał się większym specjalistą niż jego poprzednik. W publicystyce amerykańskiej nazywany jest nawet cichym zabójcą. Program rendition (porwań wrogów Ameryki na całym globie), zabójstw przy użyciu samolotów bezzałogowych, rozbudowa więzień typu Guantanamo czy programy inwigilacji takie jak PRISM - to domena tego demokraty.
Świadczy o tym operacja przeprowadzona przez komandosów w Libii, w ramach której został schwytany jeden z dowódców Al-Kaidy - Nazih Abdul-Hamed al-Ruqai. Jego porwanie jest kontynuacją programu rendition i tajnych więzień. Mężczyzna został uprowadzony przez żołnierzy z własnego samochodu w stolicy Libii - Trypolisie. Choć władze w USA ukrywają, gdzie znajduje się Al-Ruqai, potwierdzają, że wkrótce zostanie dostarczony do USA i postawiony przed sądem. Oskarżany jest o udział w zamachach z 1998 r. na ambasady USA w Kenii i Tanzanii. Za jego głowę wyznaczono 15 lat temu nagrodę 5 mln dol.
To właśnie użycie elitarnych jednostek bojowych stało się jedną z najbardziej popularnych broni w walce z terroryzmem za czasów Obamy. Koronnym przykładem działalności sił specjalnych była likwidacja Osamy bin Ladena.
Za prezydentury Obamy wzrosło też zapotrzebowanie na akcje samolotów bezzałogowych. Używane są do ataków z powietrza w Pakistanie oraz sporadycznie w Jemenie i Somalii. Jak podaje pozarządowa brytyjska organizacja Biuro Dziennikarstwa Śledczego (TBIJ), administracja Obamy autoryzowała już 325 ataków z użyciem dronów w Pakistanie – sześciokrotnie więcej niż za czasów George’a Busha. Bezzałogowe loty otacza nimb tajemnicy, dlatego kampanię z ich udziałem określono mianem "tajnej wojny" ("shadow war"). W okresie od 2004 do września 2012 r. drony zabiły od 2,5 do 3,3 tys. ludzi w Pakistanie, w tym 400–900 cywili (z czego 200 to dzieci) - podaje TBIJ .
Reklama
Administracja Obamy nie śpieszy też rezygnować z ulubionej przez Busha metody rozprawiania się z podejrzanymi o terroryzmem, zamykając je w więzieniach typu Guantanamo. Choć podczas swojej pierwszej kampanii wyborczej Obama zaklinał się, że zamknie bazę na Kubie, za kratkami wciąż przetrzymywanych jest 89 osób, wytypowanych na zwolnienie jeszcze w 2009 r. Rozbudowane zostało amerykańskie więzienie przy bazie lotniczej w Bagram. Znajduje się tam ok. 3 tys. więźniów, pięciokrotnie więcej niż w momencie objęcia władzy przez Obamę w 2009 r. Zdaniem analityków warunki w Bagram są o wiele trudniejsze niż w Guantanamo. Więźniowie mają tu mniej przywilejów i w praktyce żadnego dostępu do pomocy prawnej.
To nie koniec dowodów na przewagę Obamy nad Bushem. Choć system inwigilacji internautów PRISM, służący m.in. do walki z terroryzmem, został utworzony w 2007 r. jeszcze za rządów Busha, został rozbudowany w ciągu ostatnich pięciu lat. Świadczą o tym m.in. pierwsze slajdy na temat programu, które opublikował b. pracownik Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) Edward Snowden. Wynikało z nich, że większość firm informatycznych zaczęło swoją współpracę z NSA w ramach PRISM już za kadencji Obamy. To także obecny prezydent przedłużył okres obowiązywania o następne pięć lat ustawy, która pozwala na działanie programu, tzw. ustawy FISA. Za jego kadencji przypada także większa część wzrostu budżetu NSA, który w br. osiągnął rekordowy poziom 10,8 mld dol., o 53 proc. więcej niż w 2004 r. Z 52 mld otrzymanych przez wszystkie agencje wywiadowcze w USA walka z terroryzmem jest drugim (po informowaniu o zagrożeniach) najważniejszym celem i pochłania 17,2 mld. dol.