Na plac Europejski Partia Regionów zwiozła kilka tysięcy osób. Ich liczba może sięgnąć nawet 10 tysięcy, ponieważ ciągle przybywają oni na plac. Większość z nich przyjechała ze wschodu kraju i okolic Kijowa. Tylko niektórzy są w stanie wytłumaczyć, o co chodzi. Reszta odwraca się od mikrofonu. 60-letni Wołodymyr z Malyna pod Kijowem powiedział Polskiemu Radiu, że on i inni protestujący popierają prezydenta i rząd, który mówi, że opowiada się za integracją europejską, ale nie dziś, ponieważ Ukraina nie jest jeszcze do tego gotowa.
Demonstranci powoli schodzą się też na pobliski plac Niepodległości, gdzie od zeszłego czwartku trwają protesty działaczy pozarządowych i studentów oraz innych Ukraińców, którzy chcą integracji europejskiej Ukrainy. Obecnie jest ich około 2-3 tysięcy. Decyzja Wiktora Janukowycza jest dla nich rozczarowaniem, choć spodziewali się tego, że zrezygnuje on z integracji europejskiej. - Myślałem, że tak będzie, bo nasz prezydent jedno mówi, a drugie myśli - powiedział Polskiemu Radiu 22-letni Ołeh z Iwano-Frankowska.
Obydwa place oddziela zaledwie 250 metrów. Organizatorzy proeuropejskich manifestacji obawiają się prowokacji, ponieważ wśród zwolenników Partii Regionów są tak zwane "tituszki", czyli chuligani na usługach władz. Jest tam co najmniej kilkaset osób wyglądających na sportowców. Już na samym początku dzisiejszych protestów pobili oni ekipę niezależnej telewizji internetowej Publiczna oraz dwóch interweniujących milicjantów.