Żadnych dodatkowych miliardów euro dla Ukrainy. Tylko przekonanie władz i opozycji do porozumienia wszystkich sił politycznych na rzecz reform. Z takim planem przyleciał do Kijowa Radosław Sikorski.



Reklama

Szef polskiej dyplomacji oficjalnie przybył do Kijowa na zaplanowane wcześniej spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Razem ze szwedzkim ministrem Carlem Bildtem będą przekonywać ukraińskie władze i opozycję do przyjęcia wspólnego pakietu reform i oczywiście podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Nie ma jednak mowy o zachęcie w postaci dodatkowych miliardów euro z Brukseli. Władze w Kijowie mogą liczyć najwyżej na kilkaset milionów na pomoc przy wdrażaniu konkretnych zmian w prawie.



Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz jest w Chinach, gdzie liczy na pożyczki o łącznej wartości trzech miliardów dolarów. Międzynarodowy Fundusz Narodowy oferuje Ukrainie nawet 15 miliardów. Jednak odmrożenie drugiej transzy pożyczki będzie możliwe, jeśli Kijów zacznie poważnie reformować gospodarkę, podwyższając między innymi ceny gazu dla konsumentów. W okresie przedwyborczym jest to jednak raczej niemożliwe. Prezydent Ukrainy może jeszcze liczyć na Rosję, ale Moskwa w zamian za wsparcie oczekuje od Kijowa wejścia do unii celnej. To zamyka drogę do Unii Europejskiej.