Wczorajsze wybory były historyczne, bo pierwszy raz w Afganistanie władza zostanie przekazana w sposób pokojowy, a nie w wyniku zamachu czy obalenia przywódcy. Mimo złej pogody i zagrożenia ze strony talibów, Afgańczycy tłumnie ustawiali się w kolejkach do urn.
Obywatele wybierali spośród ośmiu kandydatów, jednak wszystko wskazuje, że liczą się tak naprawdę trzy nazwiska. Największe szanse na zwycięstwo eksperci dają dwóm związanym z dotychczasowym prezydentem politykom: Zalmajowi Rasulowi, Abdullahowi Abdullahowi oraz byłemu ministrowi finansów Aszrafowi Ghaniemu. Jednak według przewidywań, żaden z nich nie otrzymał 50 procentowego poparcia, więc Afgańczycy wybiorą nowego przywódcę w drugiej turze, zaplanowanej na 28 maja.
Prezydent USA Barack Obama z zadowoleniem przyjął przebieg głosowania i wysoką frekwencję. W oficjalnym oświadczeniu podkreślał, że te wybory zdecydują o przyszłości Afganistanu i międzynarodowej pomocy dla tego kraju. Również szef brytyjskiego MSZ William Hague stwierdził, że to, iż tak wielu Afgańczyków - kobiet i mężczyzn udało się do urn, jest wielkim osiągnięciem.
Nowy prezydent będzie musiał uporać się z korupcją, prowadzić negocjacje pokojowe z talibami i zdecydować, czy podpisze umowę o współpracy w bezpieczeństwie z Amerykanami. Od tego zależy, czy wojska NATO pozostaną w Afganistanie po 2014 roku.