Separatyści pytali się głosujących, czy opowiadają się za niepodległością obwodów donieckiego i ługańskiego. Pod wieczór zaczęli tłumaczyć, że tak naprawdę po plebiscycie status obwodów się nie zmieni, a chodzi po prostu o to, by mieszkańcy pokazali swoje stanowisko.

Reklama

Trudno jednak uznać to, co się odbyło w niedzielę, za reprezentatywne referendum: można było głosować po kilka razy, a karty można było wydrukować samemu, bo nie miały one żadnych zabezpieczeń.



Dlatego - jak podkreśla sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrij Parubij - niedzielne wydarzenia można określić mianem farsy, a także politycznej awantury, afery i fantazji grupy terrorystów, którzy chcą swoje działania uzasadnić fikcyjnym poparciem obywateli.



W wielu miejscowościach nie było w ogóle lokali wyborczych. Urny często ustawiano w parkach i koło bazarów. Zdarzyło się też, że zostały one przywiezione do jednego z zakładów przemysłowych, ponieważ jego kierownictwo nie zgodziło się, aby robotnicy pojechali głosować. Terroryści zażądali, aby wszyscy pracownicy poparli niepodległość obwodów donieckiego i ługańskiego.





Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Piotr Pogorzelski /Kijów/em/