Oburzenie zdjęciami wyrażali przechodnie i demonstranci, którzy też byli na placu, ale z innego powodu - protestowali przeciwko polityce oszczędnościowej rządu.
Organizatorzy pikiety wcześniej chcieli zorganizować wystawę z tymi zdjęciami w siedzibie Parlamentu, jednak nie dostali na to zgody.Tu odbywają się bez przerwy jakieś ekspozycje, jakieś wystawy. Tę nam odrzucili najpierw twierdząc, że jest obraźliwa, potem nam powiedzieli otwarcie, że zdjęcia są zbyt szokujące, zbyt drastyczne i nie chcieli tego widzieć - powiedział europoseł Michał Marusik.
Katarzyna Malcharczyk z Fundacji Pro - Prawo do Życia podkreśla, że zdjęcia pokazują trudną prawdę o aborcji. My pokazujemy, że dziecko abortowane w ósmym tygodniu ciąży wygląda jak człowiek, że to jest istota ludzka i należy jej się ochrona od samego poczęcia - powiedziała Malcharczyk.
Nie wszystkim jednak taki przekaz się spodobał. Przechodziłam tu z moją córką, która zaczęła płakać.To jest tak brutalne, odrażające! Jestem zaszokowana. Ci ludzie udają, że chcą chronić dzieci. To chore! - powiedziała jedna z kobiet. W końcu transparenty zostały usunięte przez policję. Funkcjonariusze przyznawali, że zdjęcia są zbyt szokujące.
ZOBACZ TEŻ: Komitet "Stop Aborcji" chce znów złożyć projekt w Sejmie>>>
Komentarze (107)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeUkazanie procesu uśmiercania jest zbrodnią.
Niestety, hipokryzja stała się nadrzędną wartością starego kontynentu.
To jest caly problem tych, ktorzy tak wsciekle nie chca tego typu wiedzy. Jest natomiat obecnie wpajana wiedza wybiorcza i to od najmlodszych lat. Aborcja powinna byc dostepna ale trzeba miec swiadomosc jak to wyglada a nie na zasadzie trzech malpek dzialac.
Ks. bp Dec na celowniku
Podziwiam troskę, z jaką pani redaktor „Gazety Wyborczej – Wrocław” otacza Kościół, oraz jej rady dawane hierarchom dla powstrzymania odpływu wiernych. „Ludzie odchodzą z Kościoła” – teza, która raz po raz obiega główne stacje telewizyjne czy tytuły prasowe, okraszana komentarzami socjologów, teologów, publicystów, w umysłach wielu funkcjonuje już niczym dogmat (nomen omen) wiary. Większość komentatorów stara się ambitnie wskazać na przyczyny takiego stanu rzeczy, często przywołując problemy wewnątrz wspólnoty Kościoła. Już Papież Paweł VI zauważał, że jedna z głównych trudności w głoszeniu Ewangelii leży po stronie samych wierzących. Nazwał ją „problemem domowym”, wskazując przede wszystkim na brak gorliwości, radości i nadziei u wielu głosicieli Dobrej Nowiny. W innych miejscach mówił również ten, ogłoszony niedawno błogosławionym, Papież o braku jedności wśród samych chrześcijan. I tylko szkoda, że nie dane mu było doczekać tekstu Katarzyny Wiśniewskiej, który dziś pojawił się w „Gazecie Wyborczej – Wrocław” pt. „Polska krajem prawa Bożego?”. Dziennikarka przytacza kilka fragmentów homilii, wygłoszonej przez biskupa świdnickiego Ignacego Deca - jak możemy się domyślać – nie po to, by popularyzować nauczanie hierarchy. Myliłby się jednak ktoś, kto stwierdziłby, iż celem redaktor Wiśniewskiej jest uderzenie w ks. bp. Ignacego. Wręcz przeciwnie – można odnieść wrażenie, że tekst popełniła ona w trosce o Kościół. Świadczyć o tym może zdanie, iż „jeżeli Kościół nie złagodzi języka (bo raczej in vitro nagle nie zaakceptuje), będzie musiał się liczyć z odpływem katolików z Kościoła: rodziców dzieci z in vitro, ich samych, ich bliskich i przyjaciół” oraz dodane w innym miejscu stwierdzenie, że potępianie tej metody nie jest ewangeliczne ani roztropne. Diagnoza jest prosta: jeśli Kościele nie chcesz, by odchodzili od Ciebie wierni, przestań nazywać grzech grzechem. Rozumując tym tokiem – w ramach troski o lekarzy dokonujących aborcji, środowisk aborcję promujących, ich przyjaciół, rodzin, zwolenników, oraz osób, które na ten zabieg się zdecydowały, Kościół powinien przestać określania jej mianem „zabicia dziecka w łonie matki”, a w konsekwencji „grzechem ciężkim”. W przeciwnym wypadku – ci wszyscy ludzie odejdą z Kościoła. Zgadzam się z panią Wiśniewską, że obrażanie kogokolwiek jest naganne i niezgodne z nauczaniem Jezusa. Żądanie jednak od Kościoła, by w ramach troski o frekwencję na nabożeństwach przestał nazywać zło – złem, a dobro – dobrem, jest o tyle niebezpieczne, że wprawdzie osoby popełniające grzech pozostaną formalnie w Kościele, ale czy będzie to jeszcze Kościół Jezusa Chrystusa? A co, gdy będą chcieli przystąpić do spowiedzi i nawrócić się? Gdzie mieliby wracać? Może nie mam doświadczenia dziennikarskiego tak wielkiego jak pani redaktor Wiśniewska, jednak – przyznam – wolę być w Kościele, który mówi mi prawdę i wiernie naucza tego, co pozostawił Mu Chrystus, niż w takim, który zatajałby tę prawdę przede mną tylko po to, bym nie oddał legitymacji członkowskiej. Na pewno nie mam doświadczenia dziennikarskiego tak wielkiego jak pani redaktor Wiśniewska, ale byłem świadkiem wielu nawróceń osób, które dzięki temu, że Kościół nie posłuchał proroków jej podobnych, w pewnym momencie swojego życia wiedzieli, gdzie mogą doświadczyć miłosierdzia. I wie pani co? Mieli gdzie wracać
A cóż to takiego dziecko nienarodzone? Nauka tego czegoś nie zna. WIKIPEDIA nie definiuje. Czyżby szło o zygotę, embrion, płód?