Komisja Europejska znów próbuje wymusić na państwach członkowskich Unii Europejskiej zgodę na przyjmowanie uchodźców. Sposób: kary finansowe dla państw, które nie chcą brać udziału w podziale. Według projektu, jeśli w jakimś kraju liczba azylantów przekroczy 150 proc. ustalonego przez Komisję poziomu – określonego na podstawie powierzchni, liczby ludności i zamożności – „nadwyżka” zostanie rozlokowana w pozostałych państwach członkowskich.
– Nie ma innego sposobu: ilekroć państwo członkowskie jest przeciążone, musi istnieć solidarność i sprawiedliwy podział odpowiedzialności w UE – oświadczył wiceprzewodniczący Komisji Frans Timmermans.
Za każdą nieprzyjętą osobę trzeba będzie zapłacić 250 tys. euro. Gdyby zdecydowała się na to Polska, która na razie zobowiązana jest do przyjęcia 6,2 tys. uchodźców, kosztowałoby to nas 1,55 mld euro. Zaproponowane ćwierć miliona to koszt utrzymania jednego azylanta przez pięć lat. To też budzi kontrowersje – najwyraźniej wyliczenia Komisji oparto na poziomie życia w zachodniej części kontynentu.
– To pomysł wzięty z kosmosu. Nie ma mowy o przyjęciu takiego rozwiązania, a Komisja forsując je, jeszcze bardziej pogłębia nastroje antyemigracyjne w Europie – komentuje europoseł Ryszard Czarnecki z PiS.
– Już wcześniej pojawiały się pomysły różnego rodzaju kontrybucji ze strony państw, które nie będą przyjmowały uchodźców, ale po pierwsze miały mieć charakter dobrowolny w uzupełnieniu systemu relokacji, po drugie miały oznaczać pozytywny wkład w ochronę granic czy opiekę nad uchodźcami w krajach trzecich. Na przykład Polska już ponosi znaczne koszty jako kraj chroniący wschodnią granicę UE. Nie było mowy o tego typu astronomicznych sumach, ale niewielkim promilu PKB – wskazuje Rafał Trzaskowski z PO.
Aby pomysł Komisji został przyjęty, muszą go zaakceptować państwa członkowskie oraz Parlament Europejski. Ale już teraz wiadomo, że sprawa wzbudzi ogromne spory, nie tylko z powodu samej kwoty do zapłaty. Komisję z pewnością poprą Niemcy, a także Grecja i Włochy, dokąd w pierwszej kolejności trafiają migranci. Przeciwko będą kraje Grupy Wyszehradzkiej i prawdopodobnie także większość z pozostałych członków z Europy Środkowo-Wschodniej. Być może do tego grona dołączy Finlandia, która też jest dość sceptyczna wobec przymusowego rozdziału uchodźców.
To mogłoby wystarczyć do stworzenia mniejszości blokującej, choć z pewnością pojawią się propozycje, by „krnąbrnym” krajom z naszej części kontynentu odciąć pomoc finansową, np. w ramach Funduszu Spójności.