Przyjęcie rezolucji było możliwe, ponieważ USA nie skorzystały z prawa weta, a jedynie wstrzymały się od głosu.

Republikanin Lindsey Graham, przewodniczący senackiej podkomisji ds. środków dla Departamentu Stanu i na operacje zagraniczne, zapowiedział starania o wstrzymanie funduszy z USA, które stanowią 22 procent rocznego budżetu operacyjnego ONZ.

Reklama

ONZ uniemożliwia nam kontynuowanie normalnej działalności.(...) Niemal każdy Republikanin czuje, że jest to jak zdrada Izraela, a jedyna odpowiedź, jaką mamy, tkwi w potędze sakiewki – przekonywał.

Fox News przypomina, że Ameryka łoży rocznie ok. 8 miliardów dolarów na rzecz ONZ i stowarzyszonych z nią organizacji. W 2015 r. największą część - około 3 mld dolarów – przeznaczono na finansowanie podstawowych zadań i misji pokojowych ONZ.

Republikanie na Kapitolu niezależnie od apeli o zaprzestanie lub okrojenie funduszy sugerowali, jak informują media, m.in. odebranie dyplomatycznych przywilejów przedstawicielom Palestyny, mającej status nieczłonkowskiego państwa obserwatora przy ONZ.

Według „Washington Post” brane jest też pod uwagę wycofanie się USA z takich instytucji ONZ jak UNESCO bądź uchwalenie przepisów w celu ochrony izraelskich osadników, którzy są zarazem obywatelami USA i mogą odczuć skutki przyjętej przez Radę Bezpieczeństwa rezolucji.

Jednym z najostrzej krytykujących Biały Dom Republikanów był senator Ted Cruz z Teksasu.

Reklama

Ta haniebna antyizraelska rezolucja (...) była najwyraźniej tylko salwą otwierającą finalny atak administracji Obamy na Izrael – powiedział senator.

Dodał, że Barack Obama, sekretarz stanu John Kerry, ambasador Samantha Power "i ich koledzy" powinni pamiętać, iż Kongres zbiera się po przerwie 3 stycznia i zgodnie z konstytucją może kontrolować fundusze podatników, które administracja chciałaby wykorzystać na "antyizraelskie inicjatywy".

Zwolennicy ukarania ONZ, w tym Graham, Cruz i senator Tom Cotton z Arkansas sądzą, że znajdą poparcie w Senacie, nie tylko przywódcy republikańskiej większości Mitcha McConnella, ale też Charlesa Schumera, który stanie na czele mniejszości demokratycznej i jest zdecydowanie pozytywnie nastawiony do Izraela.

W obronie stanowiska administracji wystąpiła natomiast demokratyczna senator z Kalifornii Dianne Feinstein. Jak stwierdziła, jest to wyraźny sygnał, że Stany Zjednoczone wciąż popierają rozwiązanie dwupaństwowe na Bliskim Wschodzie

Zakończenie działalności osiedleńczej na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie jest absolutną koniecznością, jeśli kiedykolwiek mamy doprowadzić do osiągnięcia trwałego pokoju między Izraelem a Palestyńczykami – podkreśliła.

Przedstawiciele władz Izraela oskarżają administrację Obamy, że nie tylko zezwoliła na rezolucję, lecz nawet za kulisami do niej zachęcała. Waszyngton temu zaprzecza.

Samantha Power argumentowała, że budowa dalszych osiedli poważnie osłabi bezpieczeństwo Izraela, a rezolucja jest zgodna polityką Stanów Zjednoczonych.

Decyzję Białego Domu już kilkakrotnie krytykował także prezydent elekt Donald Trump. W środę ponownie zapewniał na Twitterze o swym poparciu dla Izraela. Nie pozwoli, zaznaczył, na traktowanie tego kraju z pogardą. Wzywał jednocześnie, by dopóki nie obejmie urzędu 20 stycznia, Izrael "mocno się trzymał".