Gazeta przypomina, że z ustaleń wynika, iż Rokicki wykorzystał ponad 1000 nielegalnie uzyskanych południowoamerykańskich blankietów paszportowych, by ratować Żydów przed śmiercią w obozach zagłady. "Luzern Zeitung" pisze, że po wojnie Konstanty Rokicki "popadł w zapomnienie". Zmarł w 1958 roku w Lucernie i został pochowany na cmentarzu Friedental, ale dziś nie wiadomo, gdzie dokładnie znajduje się jego grób.
Polska ambasada zajmuje się tą sprawą od wielu miesięcy – pisze gazeta, powołując się na własne ustalenia i dodaje, że znany jest wprawdzie numer grobu (174), ale nie udało się dotąd znaleźć planu, który umożliwiłby jego dokładną lokalizację.
"Luzern Zeitung" wskazuje, że miasto wspiera ambasadę RP w poszukiwaniach grobu Rokickiego. Przedstawiciele miasta i ambasady spotkali się w zeszłym tygodniu w tej części cmentarza, gdzie powinien znajdować się grób. Rozmawiano o wykorzystaniu starych fotografii lotniczych, odręcznych planów cmentarza.
Gazeta cytuje ambasadora RP Jakuba Kumocha, który podkreślił, że Rokicki wiele ryzykował, wyróżnił się swoją postawą i zasługuje na oficjalny pogrzeb. Nie chodzi przy tym o sprowadzenie szczątków do Polski. Ambasador chciałby pośmiertnego uhonorowania Rokickiego formalnym aktem państwowym, a także kamieniem nagrobnym lub monumentem – odnotowuje "Luzern Zeitung".
Gazeta zwraca też uwagę, że - jak powiedział ambasador - rola Rokickiego w akcji ratowania Żydów z użyciem sfałszowanych paszportów jeszcze kilka miesięcy temu była "prawie nieznana". Wskazówek o działaniach polskiej ambasady w Bernie, mających na celu załatwianie tych - potencjalnie ratujących życie - paszportów - dostarczyła miejscowa społeczność żydowska. Strona polska szybko natrafiła na nazwisko Rokicki. Konsul Paweł Jaworski otrzymał zadanie zbadania historii Konstantego Rokickiego i jego roli w tzw. grupie berneńskiej. Wiele informacji udało się znaleźć w archiwach w Szwajcarii, Holandii i Izraelu.
Konsul Jaworski powiedział, że kluczową kwestią było ustalenie, czy Rokicki czerpał osobiste korzyści z wystawiania fałszywych paszportów. Zarchiwizowane relacje świadków okazały się wystarczającym dowodem, że tak nie było - relacjonuje gazeta.
"Luzern Zeitung" opisuje starania o znalezienie grobu, odnotowując m.in., że zgodnie z intencjami polskiej ambasady należałoby pobrać próbki DNA z miejsca, w którym - jak się przypuszcza - Rokicki mógł zostać pochowany, by porównać je z DNA jego krewnych pochowanych w Polsce w celu identyfikacji. Według przedstawicieli władz Lucerny nie ustalono jednak jeszcze, co konkretnie ma się stać, gdyby grób został odnaleziony. Miasto zapewnia jednak, że z pewnością będzie służyło pomocą w godnym uhonorowaniu Rokickiego.
Gazeta wskazuje na zaangażowanie polskiej ambasady w uhonorowanie członków grupy berneńskiej. Odnotowuje m.in., że w zeszłym miesiącu w obecności ocalonego z Holokaustu, przedstawicieli społeczności żydowskiej i polskich dyplomatów upamiętniono w Genewie jednego z organizatorów wydawania fałszywych paszportów dla Żydów w czasie II wojny światowej - posła na Sejm II RP Abrahama Silberscheina.
Podczas uroczystości na cmentarzu żydowskim przypominano zasługi polskich dyplomatów oraz działaczy żydowskich z grupy berneńskiej, której ryzykowna i nielegalna działalność w Szwajcarii pomagała unikać wywózki do obozów zagłady w latach 40. ubiegłego wieku.
Silberschein należał do grupy berneńskiej, w której poza nim działał jeszcze jeden przedstawiciel organizacji żydowskich Chaim Eiss oraz czterech polskich dyplomatów w Szwajcarii: ambasador Aleksander Ładoś, jego zastępca Stefan Ryniewicz oraz Konstanty Rokicki i Juliusz Kuehl z konsulatu.
Grupa w latach 1941-1943 zajmowała się podrabianiem i szmuglowaniem ze Szwajcarii do Polski i innych krajów Europy paszportów krajów Ameryki Łacińskiej dla Żydów. Posiadacze tych dokumentów w większości uniknęli wywózek do niemieckich obozów zagłady i zostali skierowani do obozów dla internowanych w Niemczech i okupowanej Francji. Według jednej z notatek Silberscheina z początku 1944 roku w obozach takich znalazło się łącznie ok. 10 tys. osób. Historycy nie są zgodni co do liczby osób, które doczekały końca wojny.
Podział zadań w grupie berneńskiej był następujący: Kuehl, który sam był Żydem, jako ekspert od pomocy humanitarnej w polskim konsulacie w Bernie za łapówki otrzymywał niewypełnione paszporty od konsulów państw Ameryki Łacińskiej i przekazywał je Rokickiemu. Ten wystawiał je na nazwiska osób więzionych w gettach na terenie Polski i nie tylko. Nazwiska i fotografie do paszportów były przemycane z okupowanej Polski poprzez sieć zorganizowaną przez Eissa i właśnie Silberscheina.
Paszporty krajów latynoskich, głównie Paragwaju, Salwadoru, Hondurasu, Boliwii, Peru i Haiti, chroniły swoich posiadaczy w gettach przed wywózką do niemieckich obozów zagłady. Ich właścicieli kierowano do obozów dla internowanych, gdzie pewna część z nich doczekała końca wojny. Ocenia się, że konsulowie państw latynoamerykańskich wydali od kilkuset do kilku tysięcy takich dokumentów, wiele z nich dla całych rodzin.
Obaj polscy konsulowie działali pod ochroną innych polskich dyplomatów: ambasadora Ładosia i jego zastępcy Ryniewicza. Chronili oni pozostałych członków grupy, przekonując władze szwajcarskie, aby przymknęły oko na "nielegalne" działania, gdy policja podjęła interwencję.
"Luzern Zeitung" odnotowuje, że Konstanty Rokicki został już w Szwajcarii uhonorowany – przy Thunstrasse 21 w Bernie, gdzie działał kiedyś polski konsulat – w lutym umieszczono tablicę pamiątkową poświęconą jemu i Juliuszowi Kuehlowi.
Ambasador Kumoch powiedział w lutym PAP, że wszyscy członkowie grupy berneńskiej pozostali po wojnie na obczyźnie. Jedynie poseł Ładoś wrócił w 1960 roku schorowany do Polski, gdzie po paru latach zmarł. Kuehl wyemigrował do Kanady, Ryniewicz osiadł w Argentynie, zaś konsul Rokicki pozostał w Szwajcarii, gdzie zmarł w 1958 roku. W Genewie w 1951 roku zmarł również Abraham Silberschein. Żaden z nich nie opisał akcji paszportowej.