Gazeta "Wiedomosti" zauważa, że oba kraje już i tak znajdują się faktycznie w stanie konfliktu, choć nie został on wypowiedziany. Ocenia jako mało prawdopodobny "najgorszy scenariusz" dalszego rozwoju incydentu w Cieśninie Kerczeńskiej. "Mała zwycięska wojna" dla nikogo nie byłaby "ani mała, ani triumfalna, nawet jeśli osoby oficjalne będą próbowały przekonać obywateli, którzy odwykli od strachu przed wojną, że jest odwrotnie" - dodaje.

Reklama

"Wiedomosti" jako bezprecedensową określają decyzję prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki o wprowadzeniu 30-dniowego stanu wojennego. Zauważa, że stan wojenny nie został wprowadzony ani po wydarzeniach na Krymie, ani wtedy, gdy konflikt w Donbasie wchodził w ostre fazy. "Stan wojenny wprowadzany jest na tle niskich notowań Poroszenki, które na razie nie gwarantują mu nawet przejścia do drugiej tury" wyborów prezydenckich - zaznacza dziennik. Ocenia, że "próba wykorzystania stanu wojennego, obliczona na mobilizację elektoratu (...) i jego konsolidację wokół urzędującego prezydenta i naczelnego dowódcy, jest dla Poroszenki wielkim ryzykiem".

"Wiedomosti" przypominają, że zgodnie z umową rosyjsko-ukraińską z 2003 r. po Cieśninie Kerczeńskiej i morzach Azowskim i Czarnym "mogą bez przeszkód pływać okręty i handlowe i wojskowe obu krajów". Zdaniem prawników nie zmienia tej umowy aneksja Krymu. Niemniej "to, co Rosja uważa za swoje wody terytorialne, Ukraina nadal uważa za jej wody i to, co dla Kijowa jest pokojowym przejściem, dla Moskwy jest prowokacją" - zauważa gazeta.

Dziennik wskazuje, że zdaniem ekspertów jedną z konsekwencji incydentu będzie wprowadzenie nowych sankcji wobec Rosji. Zwraca przy tym uwagę na wypowiedź szefa MSZ Rosji Siergieja Ławrowa, który powiedział, że jego taka perspektywa "dawno przestała martwić". "Jest to złe, ale nie jedyne przyzwyczajenie. Otwarte użycie siły przez legalnych rosyjskich wojskowych przeciwko Ukrainie umacnia wiarę wielu Rosjan w to, że wojna przeciwko sąsiadowi nie jest straszna" - konkludują "Wiedomosti".

Reklama

Sprawę komentują też zachodnie media. Incydent w Cieśninie Kerczeńskiej uwidacznia regionalne rozgrywki Kremla i jest "jednym z najbardziej złowróżbnych kroków prowadzonej przez Moskwę od prawie pięciu lat kampanii militarnej, politycznej i gospodarczej presji na Kijów" - pisze we wtorek "Financial Times".

"Pierwszy raz Rosja przyznała, że to jej własne siły, a nie ochotnicy w nieoznaczonych mundurach (...), bezpośrednio zaatakowały ukraińską armię. Ryzyko eskalacji (konfliktu) - z co najmniej możliwym zaangażowaniem sił NATO - jest niezwykle wysokie" - ostrzega w komentarzu redakcja brytyjskiego dziennika.

Gazeta zauważa, że decyzja Ukrainy o przepłynięciu holownika i dwóch kutrów przez Cieśninę Kerczeńską między okupowanym przez Rosję Krymem a rosyjskim terytorium "mogła być celową próbą przyciągnięcia uwagi na tydzień przed planowanym spotkaniem prezydenta Rosji Władimira Putina z prezydentem USA Donaldem Trumpem podczas szczytu G20" w Argentynie. Dziennik również przypomina umowę z 2003 r. między krajami.

Reklama

W komentarzu "FT" czytamy jednak, że "chociażby niewielkie zwiększenie napięć posłuży zarówno Putinowi, jak i prezydentowi Ukrainy Petrowi Poroszence do odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych". Dziennik cytuje opublikowane w ubiegłym tygodniu wyniki sondażu, zgodnie z którymi 61 proc. Rosjan obarcza Putina całą winą za stagnację gospodarczą kraju i inne problemy. Z kolei Poroszenko źle wypada w sondażach przed zaplanowanymi na marzec wyborami prezydenckimi, a mimo strukturalnych i antykorupcyjnych reform Kijowa poziom życia Ukraińców w efekcie presji z Rosji znacznie się obniżył.

"Państwa zachodnie powinny podchodzić do jakiegokolwiek starcia zbrojnego z Rosją tak samo ostrożnie jak w 2014 r., gdy Moskwa zaanektowała Krym. Ale powinny jasno dać do zrozumienia, że nie są gotowe na przyglądanie się, jak Rosja de facto anektuje Morze Azowskie, jak to zrobiła z Krymem, oraz nałożyć nowe mocne sankcje, o ile Moskwa nie zagwarantuje bezpiecznego korytarza ukraińskim okrętom" - czytamy.

"FT" podkreśla, że w tym kontekście przed "poważnym testem staje Trump". "Odmawiając krytyki Putina, amerykański prezydent oskarżył o stratę Krymu swojego poprzednika Baracka Obamę. Wielu krytyków Trumpa w Kongresie i poza nim natychmiast z chęcią obarczy odpowiedzialnością Trumpa, jeśli Morze Azowskie zostanie utracone na rzecz Rosji za jego prezydentury" - konkluduje redakcja brytyjskiego dziennika.

Rząd Węgier jest w trudnej sytuacji po incydencie w Cieśninie Kerczeńskiej, bo jeśli nie ustąpi w sprawie mniejszości węgierskiej na Ukrainie, zostanie oskarżony o sprzyjanie Rosji, a jeśli ustąpi, sprzeniewierzy się swej polityce – w takim tonie pisze we wtorek z kolei prasa węgierska.

"Rząd jest w trudnej sytuacji: jeśli nie ustąpi Ukraińcom, sojusznicy zarzucą mu, że służy rosyjskim interesom. A jeśli wypuści rękę Węgrów z Zakarpacia, sprzeniewierzy się swej dotychczasowej polityce i wyborcom" – ocenia w prorządowym dzienniku „Magyar Hirlap” komentator Tamas Ulicza, nawiązując do węgiersko-ukraińskiego sporu wokół ukraińskiej ustawy o oświacie.

Spór trwa od jesieni 2017 r., gdy ukraiński parlament przyjął tę ustawę. Budapeszt twierdzi, że uderza ona w prawa mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu, gdyż ogranicza prawo do nauczania w języku ojczystym. Z powodu sporu Węgry blokują m.in. posiedzenia Komisji NATO-Ukraina na najwyższym szczeblu.

Według Uliczy w związku z incydentem w Cieśninie Kerczeńskiej powstała sytuacja „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”.

„Moskwa powoli odkrawa kolejne kawałki Ukrainy, na co prezydent Petro Poroszenko nie może patrzeć z założonymi rękami, ale nie jest w stanie zrobić nic, dopóki nie będzie czuł za sobą pełnego poparcia NATO. Do tego zaś powinien przystać na węgierskie żądania w kwestii praw mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu, czego Kijów nie może uczynić, nie ustępując także mniejszości rosyjskiej” – podkreśla komentator.

Zastrzega przy tym, że gest pod adresem mniejszości rosyjskiej byłby dla ukraińskiego kierownictwa bardzo niebezpieczny wobec zbliżających się wyborów prezydenckich na Ukrainie.

„Naszą ojczyznę i Europę czeka trudny okres: wielkie mocarstwa praktycznie przymykają oko na to, że Rosja podważa granice, najpierw w przypadku Gruzji, a potem Ukrainy. Bardzo możliwe, że Węgry staną znów przed takimi dylematami jak w XX w. i będą miały szansę wyciągnąć wnioski z błędów” – pisze Ulicza.

Po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej w XX w. Węgry straciły na mocy Traktatu w Trianon z 1920 r. 2/3 swego terytorium i wraz z tym 1/3 ludności. Chcąc odzyskać te tereny, przystąpiły do II wojny światowej po stronie Niemiec.

„Nie wolno nam sądzić, że jeśli któreś z mocarstw coś nam proponuje, to nie będziemy musieli za to zapłacić, nie możemy zostawić samych sobie Węgrów z państw ościennych, jak zrobiła to ekipa komunistycznego przywódcy Janosa Kadara, i nie możemy sądzić, że bez silnej armii ktokolwiek poważnie nas potraktuje” – czytamy.

Lewicowe „Nepszava” ocenia zaś, że z powodu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nabiera szczególnej aktualności szczyt ministrów spraw zagranicznych państw NATO w przyszłym tygodniu w Brukseli, „zwłaszcza jeśli odbędzie się też szczyt NATO-Ukraina”.