Mówiąc o tej sprawie i jej konsekwencjach, nie sposób przesadzić – opowiadają pracujący w Rosji menedżerowie zachodnich firm. – Ludzie mawiają tu, że coś przydarzyło się komuś, bo nie przestrzegał reguł albo za bardzo uwikłał się w politykę. Ale nie Michael Calvey. Jeśli on trafił do więzienia, przydarzyć się to może każdemu z nas – mówili dziennikarzom "Financial Timesa", rzecz jasna, zastrzegając anonimowość.
Te obawy przybrały formę bojkotu najbardziej prestiżowej imprezy biznesowej w Rosji. Zaplanowane na czerwiec St. Petersburg International Economic Forum (SPIEF) – organizowane od 1997 r., na które ściągano co roku możnych tego świata – w tym roku będzie świecić pustkami. Udziału w nim odmówił już Jon Huntsman, amerykański ambasador w Rosji. Na SPIEF nie wybierają się także menedżerowie znaczących amerykańskich korporacji – a do tej pory to oni, jak szefostwo Boeinga czy ośmiu wielkich koncernów naftowych, byli najliczniejszą delegacją. – Sprawa Calveya uderzyła w klimat inwestycyjny, nieobecność międzynarodowego biznesu jest jasnym sygnałem jego pogorszenia – skwitował jeden z potencjalnych gości imprezy.
Rosjanie gotowi są jednak bawić się sami. – Akredytacja na SPIEF będzie trwać aż do początku imprezy – uciął jeden z organizatorów. To robienie dobrej miny do złej gry, ale w sumie trudno się dziwić: panuje powszechne przekonanie, że Calvey został oskarżony przy pełnym poparciu Kremla.
Reklama