Opracowany przez władze w Podgoricy projekt ustawy o wolności wyznania wzywa wszystkie wspólnoty religijne w Czarnogórze do udowodnienia, że były one właścicielami nieruchomości przed 1918 r., gdy Czarnogóra stała się częścią zdominowanego przez Serbów Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. W ustawie zapowiedziano, że w przeciwnym razie ich nieruchomości przejdą na własność państwa.
Serbska Cerkiew Prawosławna, do której należy metropolia Czarnogóry i Przymorza, oraz serbscy politycy zareagowali - jak pisze agencja AP - z furią na projekt nowego prawa, zarzucając rządowi Czarnogóry chęć przejęcia siłą serbskich cerkwi i klasztorów znajdujących się na terytorium tego kraju. Czarnogóra, która w 2006 roku oddzieliła się od państwa związkowego tworzonego ze znacznie większą Serbią, zaprzecza temu, twierdząc, że chce jedynie uregulować sprawy majątkowe i finansowe wszystkich wspólnot religijnych.
Popović, minister bez teki w serbskim rządzie, określił nowe prawo jako "wrogi akt" przeciwko Serbom, serbskiemu państwu i serbskiemu Kościołowi.
- W przypadku, gdy ustawa przejdzie w parlamencie Czarnogóry, Serbia z pewnością zareaguje najsilniej jak to tylko możliwe - powiedział w prorządowej serbskiej telewizji Pink TV.
Popović, który znany jest ze swego prorosyjskiego nastawienia, nie określił, o jaką reakcję Serbii wobec będącej członkiem NATO Czarnogóry chodzi. Zarzucił też prezydentowi Czarnogóry Milo Djukanoviciowi, który mimo silnego sprzeciwu Moskwy doprowadził do oddzielenia się Czarnogóry od Serbii i wprowadził na europejską ścieżkę, że "musi wypełniać zadania przedstawione przez zachodnich mentorów”.
Wcześniej prezydent Serbii Aleksandar Vuczić ostrzegł, że wszelkie zagrożenie majątku Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Czarnogórze nieuchronnie doprowadzi do pogorszenia skądinąd dobrych stosunków między obu państwami.