Cotygodniowe antyrządowe demonstracje w Serbii trwają od grudnia. Ich bezpośrednią przyczyną było brutalne pobicie jednego z liderów opozycji przez zamaskowanych napastników.
Uczestnicy protestów oskarżają Vuczicia o autorytaryzm, skarżą się na korupcję i nepotyzm, a także apelują do władz o większą wolność mediów.
Gniew wśród protestujących wzbudziła wypowiedź prezydenta, który oświadczył: "Maszerujcie, jeśli chcecie, nigdy nie zrealizuję ani jednego z waszych postulatów, nawet jeśli wyjdzie was 5 milionów". Od tamtej pory akcje odbywają się pod hasłem "1 z 5 milionów".
Przed sobotnim protestem prorządowe media donosiły, że opozycja planuje wedrzeć się do budynków, w których mieszczą się państwowe instytucje, i przejąć władzę siłą. Liderzy opozycji utrzymują, że w ten sposób chciano powstrzymać ich zwolenników przed przyjazdem do Belgradu na demonstrację.
Sobotni protest zorganizowała luźna koalicja 30 ruchów opozycyjnych, partii politycznych i organizacji pozarządowych. Podobne akcje planowane były też w innych serbskich miastach - informuje portal Radia Wolna Europa. Organizatorzy wierzyli, że będzie to największa akcja protestu od grudnia.
"Vuczić, odejdź" - skandował zebrany przed budynkiem parlamentu w centrum Belgradu tłum. Według MSW w demonstracji w stolicy bierze udział ok. 7,3 tys. osób. Organizatorzy twierdzą, że liczba ta jest znacznie większa.
Jak donosi Associated Press, członkowie Serbskiej Partii Postępowej Vuczicia zabarykadowali się w parlamencie i siedzibach władz lokalnych, by, jak mówili, zapobiec siłowemu przejęciu władzy przez "faszystów i bandytów".
Prezydent ocenił, że sobotni protest "niczego nie osiągnie" i dodał, że wszelcy "awanturnicy" będą "usuwani" z ulic. Na przyszły piątek Vuczić zaplanował zgromadzenie swoich zwolenników w Belgradzie - podaje AP.