"Trump przywłaszcza sobie 4 lipca", "Trump zaprasza samego siebie w roli gwiazdy", "Trump pod deszczem krytyki i deszczem z nieba" – to niektóre tytuły relacji francuskich gazet z uroczystości w Waszyngtonie.
W wiadomościach radia France Info, jak i w innych dziennikach radiowych, deszcz, który lunął podczas wystąpienia prezydenta, uznano za przyłączenie się natury do krytyki wobec "konfliktowej inicjatywy", jak we Francji nazwano defiladę wojskową i przemówienie prezydenta.
Wyjątkiem wśród tych głosów jest darmowy dziennik "20 minutes", którego redakcja uznaje, że w swym przemówieniu Trump "postawił na kartę patriotyzmu i jedności narodowej".
Prawie wszystkie francuskie media podkreślają, że pomysł defilady wojskowej zrodził się w głowie prezydenta USA, gdy dwa lata temu obserwował na Polach Elizejskich defiladę z okazji francuskiego święta narodowego 14 lipca. Najczęściej dodają jednak, że waszyngtońska defilada była erzacem tej paryskiej i odnotowują, że Trump musiał w tej sprawie naciskać na Pentagon, przeciwny defiladzie ze względu na jej koszty.
Już w czwartek francuskie telewizje pokazywały wielokrotnie żółte balony tzw. Trump Baby, będące karykaturami prezydenta. Niektóre z tych zdjęć filmowych były zarejestrowane podczas jego niedawnej wizyty w Londynie.
Jedna z uczestniczek debaty w telewizji BFMTV, przypominając, że z tego samego miejsca Martin Luther King wygłosił w 1963 roku historyczną mowę na rzecz równości czarnoskórych Amerykanów, stwierdziła, że "King to był sen, Trump to jest koszmar".
Wielokrotnie cytowani są we francuskiej prasie członkowie amerykańskiej Partii Demokratycznej, przeciwnicy obecnego lokatora Białego Domu, którzy - jak Julian Castro - unosili się gniewem przeciwko "jakże niepotrzebnym wydatkom", uznając, że "to wszystko po to, by nadmuchiwać ego prezydenta".
W często powtarzanej depeszy AFP przytaczana jest wypowiedź Betty McCollum, Demokratki z Minnesoty, według której celem uroczystości "finansowanej przez podatników jest promowanie kultu jednostki, a nie amerykańskiego ducha niezależności i wolności".
Francuscy eksperci przekonywali w wywiadach radiowych i telewizyjnych, że Trump od pierwszego dnia po objęciu prezydenckiego urzędu prowadzi kampanię wyborczą, której celem jest wywalczenie drugiej kadencji. "Czy defilada to wyraz jedności narodowej, czy wiec wyborczy?" – pytała retorycznie korespondentka publicznej telewizji France 2. A zaproszony do studia ekspert przekonywał, że "Amerykanie alergicznie reagują na armię na terytorium narodowym".
Cytowana przez portal internetowy Huffington Post politolog Annick Cizel uważa, że Trump "buduje sobie wizerunek narodowy i międzynarodowy dla podręczników historii" i "stara się o Pokojową Nagrodę Nobla".
Od krytycznego chóru odłączył się politolog Jean-Eric Branaa, wskazując, że "to wspaniały moment dla Trumpa, bo unaocznia, że Ameryka znów jest potężna, znów jest wielka". Ekspert zaznaczył, że obecny prezydent, który nie zainicjował żadnej interwencji zagranicznej, "odbudował amerykańską armię". Ponadto USA od dawna nie miały tak długiej fazy prosperity. I są to – zdaniem politologa – powody, dla których popularność Trumpa wzrasta.