W wyborach do Zgromadzenia Irlandii (Dail Eireann) obowiązuje dość skomplikowana wersja ordynacji proporcjonalnej, w której wyborcy ustawiają w poszczególnych okręgach kandydatów według preferowanej kolejności. Przy obsadzaniu mandatów najpierw sprawdza się, czy któryś z kandydatów przekroczył wymagany próg dzięki głosom pierwszego wyboru, a jeśli nie - eliminuje się ostatniego kandydata, a oddane na niego głosy rozdziela się między pozostałych i tak do skutku. W efekcie podział mandatów jest długim procesem.
Do wczesnego popołudnia w poniedziałek rozdzielono 92 spośród 160 mandatów w Zgromadzeniu. Najwięcej jak na razie ma Sinn Fein - 34, następnie główna dotychczas partia opozycji Fianna Fail (FF) - 19 oraz rządząca Fine Gael (FG) - 17. Dziewięć miejsc przypadło kandydatom niezależnym, a 13 - pięciu mniejszym partiom.
Sinn Fein nie będzie miała tak dużej przewagi, chociażby dlatego, że w wyborach wystawiła tylko 42 kandydatów, więc ostatecznie może zostać wyprzedzona przez którąś z dotychczas dominujących partii - FF lub FG albo nawet przez obie. Nie zmienia to faktu, że już teraz Sinn Fein osiągnęła duży sukces (dotychczas miała 22 posłów), a irlandzki system polityczny z dwiema dominującymi partiami zmienił się w trójpartyjny.
Potwierdza to też procentowe poparcie uzyskane przez poszczególne partie. Na kandydatów Sinn Fein w głosach pierwszego wyboru oddano 24,5 proc. głosów, na Fianna Fail - 22,2 proc., a na Fine Gael - 20,9 proc. To pierwszy przypadek od lat 30. XX wieku, że największy odsetek głosów zdobyła partia inna niż FF i FG, a zarazem najmniejszy odsetek uzyskany przez te dwa ugrupowania łącznie.
Takie wyniki wyborów oznaczają, że bardzo trudno będzie sformować nowy rząd, co w niedzielę późnym wieczorem przyznał premier Leo Varadkar. FF i FG dotychczas kategorycznie wykluczały współpracę z Sinn Fein, wskazując na jej powiązania z Irlandzką Armią Republikańską (IRA) oraz zupełnie odmiennymi programami gospodarczymi. Jednak po wyborach lider FF Micheal Martin już nie był w tej kwestii tak jednoznaczny, choć podkreślił, że znaczące różnice pomiędzy partiami nie zniknęły.
Z polityką nierozmawiania z Sinn Fein nie zgadza się liderka tej partii Mary Lou McDonald, która podkreśliła w poniedziałek, że wyborcy głosujący na jej ugrupowanie chcą, aby była ona w rządzie. Nie akceptuję wykluczenia ani mówienia o wykluczeniu naszej partii, partii, która reprezentuje obecnie jedną czwartą elektoratu, uważam, że jest to zasadniczo niedemokratyczne - powiedziała.