Wizyta na uczelni, na której studiuje ponad 13 tys. osób, została odwołana z powodu protestów 67 radykalnie nastawionych wykładowców i wspierających ich kilkuset aktywistów. Przez kilka dni pikietowali kampus uniwersytecki, rzucając przeciwko papieżowi obelgi. Domagali się, by uniwersytet odmówił wpuszczenia gościa.

Reklama

Wczoraj, gdy czytano wykład nieobecnego papieża, politycy, również lewicowi, wyrażali oburzenie, że w demokratycznym kraju po raz pierwszy od lat w tak bezceremonialny sposób zakwestionowane zostało prawo do wolności wypowiedzi. I że jego ofiarą padł nie kto inny, jak jeden z największych moralnych autorytetów.

"Ten, kto uczy, dobrze wie, że odbieranie komukolwiek głosu jest niedopuszczalne" - mówił podczas inauguracji lewicowy burmistrz Rzymu Walter Veltroni. Jego wystąpienie, w którym wydarzenia na ostatnie uniwersytecie uznał za skandaliczne, było wielokrotnie przerywane oklaskami. Oburzenie z powodu antypapieskich protestów jest zresztą we Włoszech powszechne - od kilku dni krytykują je zarówno politycy, jak i prasa, niezależnie od opcji politycznej.

Wczoraj na La Sapienza wreszcie ujawniła się też milcząca większość. Tekst papieskiego wystąpienia przyjęto długą owacją, a sala krzyczała: "Niech żyje papież!".

Formalnym powodem protestów, które doprowadziły do nieobecności Benedykta XVI, były słowa rzekomo wypowiedziane przezeń przed laty w obronie procesu Galileusza. Wyrwany z kontekstu cytat, powszechnie uznano za marny pretekst. Zdaniem wielu sprzeciw wobec wizyty głowy Kościoła katolickiego był spowodowany zwykłą niechęcią radykalnych środowisk do Kościoła. "Myślę, iż boją się, że papież mógłby przekazać ważne i mocne orędzie" - powiedział w jednym z wywiadów Bruno Dallapiccola, genetyk z La Sapienza, który zdystansował się wobec inicjatywy swoich kolegów.

Reklama

Wykład był kwintesencją myśli Benedykta XVI na temat relacji Rozum - Wiara. Przestrzegał, że kierowanie się Rozumem w oderwaniu od Prawdy może prowadzić do poważnych wypaczeń, a wręcz tragedii. Takie postawienie sprawy, całkowicie zgodne z doktryną chrześcijańską, sprzeciwia się kultowi rozumu, któremu hołduje część "laickich fundamentalistów".

Autorzy protestu przekonywali tymczasem, że nie chodziło im o osobę Benedykta XVI, lecz o niefortunną ich zdaniem datę wykładu. "Inauguracja roku akademickiego to szczególny dzień w życiu uniwersytetu i zawsze wtedy jest wygłaszany ważny wykład naukowy. Papież jest człowiekiem religii, nie nauki, więc jego wystąpienie akurat w tym dniu byłoby niewłaściwe" - mówił w rozmowie z DZIENNIKIEM Carlo Cosmelli, profesor fizyki z La Sapienza, jeden z sygnatariuszy listu protestacyjnego do rektora.

Reklama

Ale antypapieskie happeningi, które trwały nawet podczas wczorajszej inauguracji, nie pozostawiają wątpliwości co do intencji najbardziej hałaśliwej części protestujących. Francesco Raparelli, jeden z przywódców lewackich studentów, decyzję o odwołaniu przyjazdu Benedykta określił jako "wspaniałe zwycięstwo".

Ich triumfalizm może się jednak okazać przedwczesny. Renato Guarini, rektor założonego w 1303 r. przez papieża Bonifacego VIII uniwersytetu, zapowiedział po południu, że ponownie wystosuje zaproszenie dla Benedykta XVI. Watykan jeszcze nie poinformował, jaka będzie jego reakcja.

Skrót wykładu inauguracyjnego na Uniwersytecie La Sapienza, jaki przygotował Benedykt XVI

Wielką radością napawa mnie spotkanie ze wspólnotą rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza zorganizowane przy okazji inauguracji roku akademickiego. Jestem bardzo poruszony i chciałbym wyrazić ogromną wdzięczność za to zaproszenie od uczelni. Gdy je otrzymałem, zadałem sobie od razu pytanie: co papież może powiedzieć przy takiej okazji?

Podczas wykładu w Ratyzbonie [we wrześniu 2006 r. – red.] przemawiałem również jako głowa Kościoła, ale przede wszystkim jako były profesor tej szkoły, który szukał związku pomiędzy wspomnienia i dniem dzisiejszym. Tutaj jednak, na Uniwersytet La Sapienza, do starej rzymskiej uczelni, zostałem zaproszony jako biskup Rzymu i tak też muszę przemawiać.

Oczywiście La Sapienza była dawniej uczelnią papieską, ale dziś jest uniwersytetem świeckim o autonomii, która od samego początku stanowiła część charakteru tej uczelni i która zawsze musi być podporządkowana prawdzie. To właśnie w wolności od wpływu władz politycznych i kościelnych leży wyjątkowa rola uniwersytetu, także w nowoczesnym społeczeństwie, które bardzo potrzebuje takich instytucji.

Uniwersytet mógł, a nawet musiał wytworzyć się w świecie chrześcijańskim. Człowiek chce wiedzieć, chce poznać prawdę. Prawda odnosi się przede wszystkim do ujrzenia i zrozumienia „theoria”, jak określali ją Grecy. Ale prawda jest nie tylko teoretyczna. Prawda znaczy więcej niż wiedza. Celem poznania prawdy jest zrozumienie, na czym polega dobro. Prawda czyni nas dobrymi, a dobro jest prawdziwe.

Niebezpieczeństwo, przed którym stoi dziś świat chrześcijański, polega dziś na tym, że ludzkość dysponująca ogromną wiedzą i potęgą może porzucić poszukiwanie prawdy. Dla świata akademickiego oznacza to, że istnieje groźba, iż filozofia, czując się niezdolną do wypełnienia swego zadania, zdegeneruje się w pozytywizm. A teologia i przesłanie, jakie niesie ona dla rozumu, zostaną zepchnięte do sfery wyłącznie prywatnej. Jeśli rozum zajęty swoją domniemaną czystością nie usłyszy wielkiego przesłania, które płynie z wiary chrześcijańskiej i wiążącego się z nią rozumienia, wyschnie jak drzewo o podciętych korzeniach odcięte od wody dającej mu życie. Dla europejskiej kultury oznacza to, że jeśli skupi się na swej świeckiej naturze, odetnie się od swych życiodajnych korzeni. I nie stanie się przez to bardziej racjonalna czy czysta, ale raczej niepełna i podzielona na fragmenty.