Obok nazwisk wykładowców, którym autorzy blogu - rzekomo prześladowani przez nich studenci - wytykają żydowskie pochodzenie lub "wspieranie Izraela", znalazły się nazwy uczelni, na których pracują. Wymieniono tam m.in. uczonych z uniwersytetów Bocconi w Mediolanie i Scuola Normale di Pisa, ale także wykładowców ze szkół w Ferrarze, Pawii czy Turynie.
Najliczniejszą grupę na "czarnej liście", jak blog nazwały włoskie media, stanowią wykładowcy z uniwersytetu La Sapienza w Rzymie, tego samego, który nie tak dawno protestował przeciwko wizycie papieża Benedykta XVI.
O natychmiastowe zablokowanie strony i ukaranie jej autorów poprosili władze przedstawiciele rzymskiej wspólnoty żydowskiej. I reakcja władz była natychmiastowa: tuż po godzinie 13, strona zniknęła z sieci. A policja szuka jej autorów.
"To jest szaleństwo: lista nazwisk, antysemickie hasła. Ten kto to zrobił, popełnił przestępstwo i powinien zostać ukarany" - powiedziała dziennikarzom "Corriere della Serra" Anna Foa, profesor historii na uniwersytecie La Sapienza. Inny wykładowca przyznał, że w Internecie można znaleźć dziesiątki podobnych witryn, ale nikt nigdy nie opublikował imiennej listy". Jego zdaniem nie wolno tego zlekceważyć.
"To przypomina sytuację z 1938 roku, gdy po przyjęciu ustaw rasowych wyrzucono ze szkół i uniwersytetów dziesiątki profesorów i tysiące studentów" - skomentował "czarną listę" w "La Repubblica" Walter Veltroni, burmistrz Rzymu.