Po czterech dniach protestów mieszkańcy Mińska reagują nerwowo na każdy większy pojazd. W środę, w mińskiej Piatrouszczynie, rozbiegli się na widok autobusu miejskiego, w obawie, że wyskoczą z niego zuchy z OMON-u, czyli oddziałów milicji specjalnego przeznaczenia. Alarm okazał się fałszywy. "Sprawdzajcie, czy w karetkach, które przepuszczacie, na pewno są lekarze" – apelowali blogerzy w sieci Telegram. To nie żarty – w pierwszych, najbardziej gorących dniach protestu, gdy dostęp do miejsc demonstracji był utrudniony, a samochody nie chciały przepuszczać pojazdów milicyjnych, funkcjonariusze OMON-u używali jako środka transportu karetek na sygnale.

Reklama

We wtorek karetka została wezwana na miejsce bójek przy prospekcie Rokossowskiego. Jeden z jej pasażerów na wszelki wypadek wystawił z okna rękę z symbolizująca protest białą wstążką – zapewne po to, by uniknąć wątpliwości co do "zawartości” samochodu.

Tradycyjnym środkiem do przewożenia funkcjonariuszy jest "omonowóz", czyli ciężarówka MAZ-Kupawa 573150, produkowana od 2006 r. przez Mińskie Zakłady Samochodowe. Jak pisał portal Onliner, swój publiczny debiut miała podczas protestów w 2006 r. Ze względu na surowy wygląd i małe okienka pojazd szybko zaczęto nazywać "autozakiem", czyli więźniarką. "Omonowóz" zaczęto uwieczniać na magnesach i koszulkach, a nawet skarpetkach, zaś Onliner nazwał go przewrotnie "wizytówką Mińska”.

W ostatnich dniach na ulicach "autozakom" zazwyczaj towarzyszą najróżniejszej maści autobusy i busiki. Pojazdy te ustawiają się przy skupiskach ludzi lub jeżdżą „gęsiego” wzdłuż ulic, gdzie zauważą „podejrzaną aktywność” ludności. Gdy na jezdni robi się zbyt gęsto, bo kierowcy próbują tworzyć sztuczne korki i utrudnić przejazd, funkcjonariusz z siedzenia pasażera wychyla się i tłucze pałką po dachach jadących obok samochodów. Busiki z zasłonkami to raczej domena "cichaczy", czyli funkcjonariuszy w cywilu. Człowiek, którego z zaskoczenia pakują do samochodu, nigdy nie wie, czy został zatrzymany, czy być może porwany, bo nie ma żadnej możliwości, by zweryfikować, kim są jego współpasażerowie.

Reklama

Uważać należy również, jak się okazuje, na auta carsharingu, tj. systemu wspólnego użytkowania samochodów, bo i z nich mogą niespodziewanie wyskoczyć ludzie w mundurach. Informację tę przekazał w sieciach społecznościowych świadek takiego zdarzenia. Złej reputacji nabawiła się w czasie demonstracji jedna z korporacji taksówkowych, gdyż w miasto poszła pogłoska, iż wozi funkcjonariuszy OMON-u i to na dodatek za darmo. Nikt jednak nie wie, czy to prawda, czy – być może – spisek konkurencji.

Są też taksówkarze, i z takimi osobiście rozmawiała korespondentka PAP, którzy bezpłatnie przywożą na protesty ich uczestników, a po demonstracji pomagają się im dostać do domu.