To niewdzięczne zadanie, wręcz beznadziejne i nierozwiązywalne, ponieważ poparcie dla sojuszu z Rosją zaczęło zmniejszać się jeszcze przed wyborami prezydenckimi. Represje wobec opozycji, uczestników protestów i poparcie Władimira Putina dla Alaksandra Łukaszenki tylko ten proces pogłębiło – mówi publicysta Alaksandr Kłaskouski, analizując obecne nastroje na Białorusi, gdzie od sierpnia trwają protesty przeciwko fałszerstwom wyborczym.
Dla zwolenników przemian jest oczywiste, że gdyby nie Putin, to władzy Łukaszenki już by dzisiaj nie było – ocenia białoruski publicysta.
Ten protest, który domaga się uczciwych wyborów, jest wyraźnie skierowany przeciwko Łukaszence, a poparcie udzielona przez Kreml jemu osobiście, zwiększyło niechęć do Rosji i forsowanych przez nią planów pogłębienia integracji w ramach państwa związkowego – dodaje analityk.
Białoruska Pracownia Analityczna Andreja Wardamackiego przeprowadziła kolejne badania, z których wynika, że od września procent Białorusinów, którzy wybierają sojusz z Rosją, a nie z UE spadł z 51,6 proc. do 40 proc. UE wybrało 33 proc. badanych (we wrześniu 26,7 proc.). Sondaż przeprowadzono telefonicznie na 1008-osobowej grupie.
W wywiadzie dla rosyjskojęzycznej redakcji Deutsche Welle Wardamacki wyjaśnił wówczas, że jest to reakcja na poparcie Kremla udzielone AlaksandrowiŁukaszence w trakcie kryzysu powyborczego na Białorusi. „I to przy tym, że początkowo geopolityka nie odgrywała istotnej roli dla uczestników protestów. Chodzi zarówno o tych, którzy aktywnie wychodzili na ulicę, jak i o tych, którzy są bierni, ale popierają przemiany w kraju” – mówił Wardamacki.
Ludzie na Kremlu najwyraźniej mają świadomość tego procesu i postrzegają go jako problem – mówi PAP mieszkający w Czechach rosyjski analityk Iwan Prieobrażeński. Wynika to m.in. z niedawnych przecieków, w których opublikowano, jak twierdzą autorzy publikacji (portal The Insider), fragmenty korespondencji urzędnika kremlowskiej administracji Władimira Czernowa. Jest w nich mowa o projekcie utworzenia i wspierania na Białorusi sił politycznych, które popierają sojusz z Rosją, ale nie Łukaszenkę – mówi Prieobrażeński.
Plany te miały być odpowiedzią m.in. na pogarszające się notowania Rosji wśród Białorusinów i brak realnie prorosyjskich sił. Z punktu widzenia Kremla obecna sytuacja to swojego rodzaju pułapka, bo jako antyrosyjski postrzegany jest zarówno Łukaszenka, jak i opozycja.
Kłaskouski i Prieobrażeński podkreślają, że „problem” pojawił się znacznie wcześniej. Sam Łukaszenka przez cały 2019 r. +walczył+ z Rosją, próbując przeciwdziałać naciskom Kremla na pogłębienie integracji i prowadząc rozliczne batalie o ropę, gaz, inne sektory gospodarki. Antyrosyjska retoryka była kierowana do elektoratu Łukaszenki i musiała wywrzeć wpływ także na tych ludzi – mówi Kłaskouski.
Obecnie problem się pogłębia, ale Kreml nie ma ruchu. Putin poparł Łukaszenkę w czasie protestów i teraz nie może się z tego wycofać. W tej sytuacji próby nacisku takie jak sankcje czy, tym bardziej, czołgi, będą wyglądać co najmniej głupio. Poza tym na chwilę obecną Kreml nie ma w zanadrzu żadnej alternatywy dla Łukaszenki – uważa Kłaskouski.
Plan forsowanej przez Kreml ze zmienną dozą finezji reformy konstytucyjnej, która miałaby ograniczyć rolę prezydenta w białoruskim systemie, idzie opornie. Według Kłaskouskiego, deklarując gotowość do tej reformy, Łukaszenka będzie ją maksymalnie przeciągać i osłabiać i „na pewno chce dopuścić do żadnych zmian, które mogłyby zagrozić jego pozycji monopolisty”.
Nie zapominajmy, że od dwudziestu lat na Białorusi nie zarejestrowano żadnej partii, w parlamencie nie ma możliwości tworzenia frakcji, a sam Łukaszenka jest kategorycznie przeciwny wyborom proporcjonalnym, co oznacza, że żadna partia wyborów nie wygra – dodaje.
Wygląda na to, że Kreml zamierza tak czy inaczej zmusić Łukaszenkę do przejścia do republiki parlamentarnej, a potem – z ludźmi z otoczenia Łukaszenki i tej części opozycji, z którą zdoła się porozumieć, utworzyć w parlamencie większość i wtedy już w umownie konkurencyjnych warunkach forsować potrzebne zmiany, dociskając gospodarczo. To znaczy – przeprowadzając tę – zarzuconą chwilowo - "pogłębioną integrację" – mówi Prieobrażeński. Według Prieobrażeńskiego jeśli uda się stworzyć na Białorusi pozory konkurencji parlamentarnej, to potrzebne zmiany będą forsowane, niezależnie od nastrojów społecznych.
Z kolei Kłaskouski przekonuje, że po doświadczeniach minionego pół roku „nie ma szans, by społeczeństwo zapomniało to, co się wydarzyło i jak zachowała się Moskwa”. Kimkolwiek będzie +drugi prezydent Białorusi+ (Łukaszenka od 26 lat jest pierwszym), będzie musiał się liczyć z opinią społeczeństwa – przekonuje białoruski analityk.
Należy również rozumieć to, że sympatia do Rosji i oczywista konstatacja bliskości z tym krajem to nie jest zgoda na głęboki sojusz czy inkorporację. Z sondaży wynika, że wejście w skład Rosji popiera zaledwie kilka procent społeczeństwa – mówi Kłaskouski. Białorusini są bardzo praktyczni. Nie będą chcieli wymienić swojego własnego mieszkania na jakiś akademik ze starszym bratem – konstatuje Kłaskouski.