Joe Biden stoi przed prawdopodobnie najtrudniejszą rozmową telefoniczną w dotychczasowej karierze prezydenckiej. Jej stawką siedem lat po aneksji Krymu przez Rosję może być przyszłość Ukrainy. Biały Dom liczy, że bezpośrednia rozmowa z Władimirem Putinem doprowadzi do rozładowania napięcia na linii Moskwa–Waszyngton. Prezydenci Stanów Zjednoczonych i Rosji mają rozmawiać dzisiaj o 16 polskiego czasu.

Reklama

Po kilku tygodniach prowokacji i grożenia antyukraińską ofensywą Kreml wyłożył, czego oficjalnie oczekuje. Putin chce gwarancji, by Sojusz Północnoatlantycki nie poszerzał się dalej na Wschód, ograniczył obecność wojskową w pobliżu granic Rosji i dał pisemną gwarancję nieprzyjęcia Ukrainy do NATO. Jeśli Waszyngton i jego sojusznicy nie odpowiedzą na tę propozycję, to – jak ostrzegł szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow – Moskwa zareaguje. Nad Potomakiem jednak żądania Putina uznawane są za nie do przyjęcia. Ze strony Departamentu Stanu i Pentagonu słychać apele kierowane pod adresem Bidena, by jasno przekazać to rosyjskiemu prezydentowi.

W zdecydowanych słowach wypowiedział się też sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który stwierdził, że ewentualne rozszerzenie to sprawa wyłącznie między Sojuszem a Ukrainą. Kijów w 2008 r. uzyskał od NATO zapewnienie, że zostanie członkiem Sojuszu i ta deklaracja została powtórzona w tym roku, jednak wśród państw członkowskich jest też wiele takich, które sprzeciwiają się przyjmowaniu Ukrainy. Szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba wspominał niedawno o trzech takich krajach. W ocenie zachodnich analityków celem presji Putina może być też rozmiękczenie Zachodu, który łatwiej przełknie eskalację konfliktu na mniejszą skalę, z ulgą przyjmując brak wielkiej ofensywy.

CZYTAJ WIĘCEJ WE WTORKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>